Gdy Taingya leczyła mnie, pierwszy raz od dawna poczułam się senna. Dawno nie spałam. Od jakiś 4 lat. Ale no cóż. Nic nadzwyczajnego mi się nie śniło. Obudziłam się gdy usłyszałam czyjś płacz.
-Co znowu? - Spytałam i wstałam. Ale że łapa jeszcze trochę bolała zachwiałam się i upadłam. Taingya chciała do mnie podbiec ale dałam jej znak że dam radę ustać na nogach.
-Kto to jest? - Spytałam wskazując na kota obok wadery.
-Nie wiem. - Odpowiedziała Taingya. Podeszłam powoli do nich.
-Jestem Casper. - Odpowiedział kot łkając. Całe szczęście że widziałam gorsze rzeczy i zwykłe łkanie zwierząt mnie nie rusza. Postanowiłam zignorować fakt że nie jestem sama w jaskini i podeszłam do ognia błękitu. Taingya mówiła coś do kota. Wpatrywałam się w ogień. Nagle w ogniu ujrzałam swoje odbicie. W sumie tylko dzięki temu ogniowi wiedziałam kiedy się przemieniam. Zaraz, chwila. Oczy w odbiciu.
-Zaczyna się. - Powiedziałam do siebie. Miałam nadzieję że nie usłyszała. Muszę ją stąd jakoś wygonić. Nikt nie może wiedzieć. Odwróciłam się do Taingy. Miałam nadzieję że nie zauważy moich oczu które z czerwonego koloru zmieniały się na czarne.
<Taingya? :3 >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz