Nagle Taingya upadła na ziemię. Nie wiedziałam co się dzieje.
-Taingya? Obudź się! - Krzyczałam do niej. Była nie przytomna.
-Dobra, wezmę ją do swojej jaskini. - Powiedziałam do siebie i położyłam waderę na moich plecach. Zaczęłam iść w stronę gór.
***
Szłam z jakąś dobrą godzinę a Taingya nadal nie odzyskała przytomności. Byłyśmy wysoko w górach. Puchate płatki śniegu spadały z nieba. Moje łapy delikatnie zapadały się w grubej warstwie puchu. W końcu dotarłam do swojej jaskini. Mimo że była z lodu było w niej całkiem ciepło. A wszystko dzięki ogniu błękitu który nigdy nie gaśnie.
Położyłam ją obok ognia i 'opatuliłam' kocem. Zaczynała się burza śnieżna. Byłam bardzo głodna więc postanowiłam zostawić Taingyę w jaskini po czym ruszyłam po jakieś jedzenie dla mnie i dla wadery.
<Taingya? Zapowiada się ciekawie ^^ >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz