Podniosłam zmęczone powieki. Jak przez mgłę widziałam waderę i jej poczynania. Wyssała część trucizny, ale czułam że to nie wszystko. Chuchnęła na mnie. Gdyby nie ten żółty dym, nic by się nie stało, działa jak gaz rozweselający. Zaczęła mnie nieść. Miałam sucho w gardle. Mruknęłam coś na kształt "Cholerny dym!", ale nie dało się z tego zbyt wiele zrozumieć. Czułam jak substancja, pomimo że Samantha ją wyssała, rozprzestrzenia się w moim organizmie i sieje spustoszenie. Szłyśmy to dobre dziesięć minut. Wilczyca jęknęła, widać było że opada z sił, w końcu nie jestem taka lekka. Przełknęłam ślinę i powiedziałam dosyć wyraźnie:
-Po prostu mnie tutaj zostaw i daj mi umrzeć...- chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale z mojego gardła wyrwał się niekontrolowany jęk. To tak cholernie bolało. Odetchnęłam głęboko.- Postaw mnie, nie dasz rady dalej iść.
Wadera zrobiła to. Nie wiem, czy zamierzała mnie zostawić, czy nie, ale na pewno chciała odsapnąć. Resztkami sił tłumiłam jęki. Chciałam, żeby myślą, że to już nie boli. Wtedy łatwiej byłoby jej mnie porzucić. Poza tym chciałam odejść z tego świata z honorem. Oddychałam ciężko. Gdy ta złapała powietrze podeszła do mnie. Nie wiem ile to trwało. Pewne niedługo, ale dla mnie było to jak wieczność. Znowu straciłam ostrość. Powieki mi ciążyły. Nie mogłam już z tym walczyć. Po prostu je zamknęłam.
-Cholera, nie zasypiaj!- krzyknęła tamta. Jednak choćbym chciała, nie mogłam spełnić jej życzenia. Właściwie moje życie nie było zbyt sensowne. Gdyby śmierć mnie zabrała nie zrobiłoby to nikomu większej różnicy. Wydaje mi się, że to jest najlepsze rozwiązanie...
<Samantha?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz