-Taingya! Żyjesz!- krzyknął Casper i do mnie podbiegł.
-Mówiłam, żebyś poszła...-powiedziała w końcu Toxic. Nie wiem co się w tamtym momencie ze mną stało, ale poczułam w sobie taką niesamowitą złość. Właściwie nawet nie wiem dlaczego.
-Zaufałam ci!- krzyknęłam, a w moich słowach było pełno goryczy.
-Ostrzegałam cię- powiedziała beznamiętnie.
-Jak mogłaś?!- krzyknęłam jeszcze głośniej.
-Myślisz, że nie wiem kim jestem?! Myślisz, że chcę tym być?!! Zabiłam więcej wilków, niż ty widziałaś w całym swoim życiu! Wierz mi, nie wiesz jak to jest być mną! Nie wiesz co się z tobą dzieje! Zwykłe zdenerwowanie i zmieniasz się w to coś!- wykrzyczała wadera. Odsunęła się ode mnie i wybiegła z jaskini.
-Wyobraź sobie, że w całym swoim życiu widziałam tylko ciebie!- wykrzyknęłam za nią. Dopiero po chwili się uspokoiłam. Nie wiem, co we mnie wstąpiło. Miałam pysk mokry od łez, ale postanowiłam za nią iść. Chciałam jeszcze raz porozmawiać, na spokojnie wszystko sobie wyjaśnić. Utykając ruszyłam do wyjścia. Ból był niemiłosierny, ale jakoś próbowałam wytrzymać. Nagle, nie wiadomo skąd, wyrósł przede mną czarny basior. Łudząco przypominał tego z mojego snu. Casper rzucił się wściekły na niego coś krzycząc, a ja stałam jak wryta przed tą jaskinią i nie mogłam się ruszyć. To wszystko działo się bardzo szybko. Już po chwili Casper leżał nieprzytomny w krzakach, a wilk znalazł się obok mnie. Wstrzyknął mi w szyję jakąś dziwną substancję. Potem wszystko się zamazało i zapadła ciemność...
**
Obudziłam się związana w jakiejś jaskini. Przez chwilę nie wiedziałam o co chodzi, ale później wspomnienia wróciły. W tym czasie basior podszedł do mnie. Z bliska widać było, że ma czerwone oczy. Uśmiechnął się złośliwie.
-Nasza śpiąca królewna już wstała! Cóż za zaszczyt! Szkoda, że mnie nie pamiętasz... Swoją drogą słodka była ta twoją kłótnia z tamtą waderą- zaśmiał się.
-Zaufałam ci!- przedrzeźniał mnie. Kiedy już skończył powiedział:
-Skoro już cię tu mam to czas skończyć to, co zacząłem siostrzyczko.
-Kim ty jesteś? I gdzie ja do cholery jestem?- zapytałam roztrzęsiona.
-Twoim kochanym braciszkiem! Daleko od swojej przyjaciółeczki- zaśmiał się. Nagle poczułam straszliwy ból. Gorszy od tego, który zafundowała mi Toxic. Jęknęłam, a łzy same cieknęły mi z oczu. Później była chwila ulgi. I znów. Nie wiem ile to trwało, ale dla mnie to była wieczność. Potem straciłam przytomność.
<Toxic? Widzisz, jakie mam głupie pomysły? xD>