Wadera chuchnęła na łapę, a po chwili ból znikł. Ostrożnie postawiłam ją na ziemi. Muszę powiedzieć, że ta moc jest bardzo przydatna. Mruknęłam coś co miało przypominać "dziękuję", ale nie wiem czy wilczyca w ogóle usłyszała. Popatrzyłam na nią uważnie. Była ode mnie nieco niższa. Jej długie fotro było koloru niebieskiego oraz żółtego w okolicach podbrzusza, łap i oczu. Oczy również były koloru żółtego. Na prawą stronę głowy opadała jej grzywka, a puszysty ogon lekko kołysał się na boki. W oczy rzucał się również złoty naszyjnik w kształcie gwiazdki wiszący na jej szyi. Generalnie wydawała się dość przyjaźnie nastawiona. Po chwili lustrowania jej wzrokiem doszłam do wniosku, że stanie tu nie ma większego sensu i bez słowa ruszyłam w stronę szczytu pagórka.
<Samantha?>
piątek, 30 grudnia 2016
Od Lee cd. Sombry
Jak się miałam teraz czuć? Nijak. Chciało mi się śmiać z jednej strony. Głodzić się przez jakiś tam honor, czy tak godność? Zabawne. Jednak dobrze jest być wadera, po części pozbawioną czegoś takiego, albo nie... waderą, która raczej myśli, niż kieruje się jakimś honorem. Życie to walka, a jeśli chcesz tą walkę przeżyć, czasem musisz posunąć się do niewyobrażalnych albo i nawet upokarzającym rzeczy. Śmieszne było dla mnie to, że on uważał poniżające za zjedzenie mięsa, upolowanego przez kogoś. Z drugiej strony jednak zachowałam spokój. Popatrzyłam na niego jakby ze znudzeniem. Skoro tak, trudno. Niech robi co chce, ale żeby potem nie gadał, ze to moja wina, podeszłam do jedzenia i chapnęłam mały kawałek.
- Skoro tak stawiasz sprawę... - westchnęłam zrezygnowana. Zjadłam mały kawałek, zostawiając tym samym praktycznie całe mięso. Po tym położyłam się na plecach i pomasowałam po brzuchu. - O rany, ale się najadłam. Możesz zjeść resztki, jeśli nie chcesz, aby mięso się zepsuło - udałam przejętą i nie zawracałam sobie głowy, aby wyszło to prawdziwie. Raczej ironicznie, sarkastycznie. Po tym wstałam na równe łapy i spojrzałam na wyjście z jaskini. Lało okropnie, ale wieszałam, że za jakieś trzy godziny to minie, może szybciej. Potem pomyśleć o z nim zrobić. Zapewne odprowadzę go do byle jakiego alfy i niech gada sobie z nim. Ja wrócę do siebie i zapomnę o wszystkim. Ale za nim to miałam wykonać, położyłam się gdzieś w kącie. - A jeśli uważasz, że szczury mają pierwszeństwo do jedzenia, do wiedz, że one ci resztek nie zostawią - fuknęłam po czym położyłem łeb na łapach i zamknęłam oczy.
<Sombra? Zjesz to czy nie? xd>
- Skoro tak stawiasz sprawę... - westchnęłam zrezygnowana. Zjadłam mały kawałek, zostawiając tym samym praktycznie całe mięso. Po tym położyłam się na plecach i pomasowałam po brzuchu. - O rany, ale się najadłam. Możesz zjeść resztki, jeśli nie chcesz, aby mięso się zepsuło - udałam przejętą i nie zawracałam sobie głowy, aby wyszło to prawdziwie. Raczej ironicznie, sarkastycznie. Po tym wstałam na równe łapy i spojrzałam na wyjście z jaskini. Lało okropnie, ale wieszałam, że za jakieś trzy godziny to minie, może szybciej. Potem pomyśleć o z nim zrobić. Zapewne odprowadzę go do byle jakiego alfy i niech gada sobie z nim. Ja wrócę do siebie i zapomnę o wszystkim. Ale za nim to miałam wykonać, położyłam się gdzieś w kącie. - A jeśli uważasz, że szczury mają pierwszeństwo do jedzenia, do wiedz, że one ci resztek nie zostawią - fuknęłam po czym położyłem łeb na łapach i zamknęłam oczy.
<Sombra? Zjesz to czy nie? xd>
Od Samanthy CD Tris
Wilk, a dokładniej wadera, stanęła na nogach, gdy ja postanowiłam do niej zejść.
- Hej, wszystko okey? - spytałam ponownie.
- Ta.. dam radę.
- Przepraszam, że tak tobą rzuciłam. Nie wiedziałam, że jesteś z Lupusa - uśmiechnęłam się nerwowo. Spojrzałam na jedną z jej przednich łap, którą aktualnie trzymała nad ziemią. - Pokaż mi tą łapę, mogę ci z nią pomóc. Tak w ogóle, jestem Samantha - wilczyca niepewnie podała mi swoją kończynę, chuchnęłam na nią, a z mojego pyska wyleciał żółty dym, który owinął się wokół niej. Po chwili zniknął dym, jak i ból w jej łapie.
- Tris - odparła lekko unosząc kąciki pyska.
< Tris? >
- Tris - odparła lekko unosząc kąciki pyska.
< Tris? >
Od Tris CD Samantha
Postanowiłam się przejść. Krajobraz był wręcz magiczny. Co jakiś czas nocne niebo przeszywały niebieskie błyskawice. Wyglądało to niesamowicie. Właśnie dlatego bardzo lubię nocne spacery. Idąc tak przed siebie, wyczułam zapach innego wilka. Postanowiłam to sprawdzić. Kiedy byłam już blisko zorientowałam się, że jest to ktoś z Watahy Oriona lub Pyxis. Zanim jednak zdążyłam cokolwiek powiedzieć poczułam, że coś puszystego owija mi się wkoło łap. Nie minęła nawet sekunda, a już zostałam pociągnięta przez to "coś" (prawdopodobnie był to czyjś ogon). Zabrakło mi gruntu pod stopami i zaczęłam spadać. Niby niepozorny pagórek, a jednak bardzo stromy i wysoki. Po drodze zaczepiłam kilka razy o jakąś roślinę lub kamień. Wszystko działo się bardzo szybko. Moją przednią łapę przeszył rozrywający ból. W końcu zatrzymałam się. Oprócz łapy, paru zadrapań i krwi płynącej z mojego łuk brwiowego (efekt spotkania z kamieniem), nic wielkiego się nie stało. Podniosłam się i stanęłam na czterech łapach, czego szybko pożałowałam. Zacisnęłam zęby. Z góry dobiegł mnie głos tego wilka. Nie odpowiedziałam, próbując wygramolić się na szczyt.
<Samantha?>
Od Samanthy
Obserwowałam jak niebieska błyskawica przeszywa nocne niebo i z hukiem trafia w zaśnieżoną łąkę. Siedziałam na pagórku, niedaleko tej polany. Szukanie nowych, fajnych terenów jest trudniejsze niż myślałam. Albo coś zajęte albo jest blisko jakiejś agresywnej watahy. Westchnęłam cicho i zastrzygłam prawym uchem. Usłyszałam trzeszczenie śniegu, coś ewidentnie do mnie podchodziło. Po chwili byłam w stanie wyczuć jakie to zwierzę. Wilk, powoli podążał w moim kierunku, a gdy zbilżył się wystarczająco blisko, owinęłam ogonem jego nogę i sru! Rzuciłam nim przed siebie. Chwilę się jeszcze toczył w dół po śnieżnej górce, aż wkońcu się zatrzymał. Wtedy dopiero wyczułam woń, którą dobrze znałam. Był jednym z "naszych" watah. A obiecałam, że do końca roku mamy rozejm. Oops.
- Och, przepraszam... - mruknęłam po chwili ciszy. Nieznajomy się nie odezwał. No nie mówcie, że go zabiłam... - Um, żyjesz?
< Ktoś? :v >
czwartek, 29 grudnia 2016
Od Tris CD Lee
Sen otulał mnie powoli, a ja z rozkoszą odpłynęłam. Nie musiałam już niczym się martwić.
***
Znalazłam się w jakimś lesie. Ogarniał mnie dziwny spokój. Ruszyłam w nieznanym mi jeszcze kierunku. Łapy jakby same mnie niosły. Po chwili -a może minęła cała wieczność?- dotarłam do polany. Była ona nienaturalnie wręcz zielona, a wszędzie widać było kolorowe kwiaty. Poczułam uczucie, ale co to było? Czy możliwe, że szczęście? Sama nie byłam tego pewna, ale miałam ochotę wysoko podskoczyć, czułam się naprawdę lekka. Wiedziona ciekawością, albo czymś innym, weszłam do jaskini. W środku były jakieś wilki, chyba rodzina. Wspaniały obrazek. Nie wiedziałam kto to, lecz czułam że skądś ich znam. Nagle wszystko ogarnęła ciemność. Co jakość czas miałam przebłyski wspomnień.Wszędzie strach, ból... Nie.. Nie...
***
Obudziłam się cała zalana zimnym potem. Doskonale wiedziałam co oznaczał ten sen. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że drżę na całym ciele. Miliony myśli kotłowały mi się w głowie. To tylko koszmar, nic więcej. Powoli uspokajałam się i zasypiałam.
Od Lee cd. Tris
Dolecieliśmy do naszej watahy. W
końcu. Zniżyliśmy się i gdy przestaliśmy chować się nad
chmurami, wlecieliśmy ze świstem do jaskini. Danny automatycznie
się zatrzymał i wysadził mnie na środku jaskini. Skinęłam głową
w podzięce, a ten poleciał w głąb jaskini, aby się położyć.
Rozpaliłam ognisko na środku jaskini z gałęzi, które trzymałam
w środku, po czym położyłam się blisko ciepła zapominając o
całym dzisiejszym dniu.
~~~
Teraz... była tylko ciemność... i chłód... ogromny lód pokrywał moje
ciało. Gdy spojrzałam na swoje dłonie, były białe, jak śnieg, z jakimiś
wzorkami niczym szron na szybie. Były jednocześnie piękne, ale też ich
nienawidziłam. Czułem ból, jakby zaraz miało mi wszystko odpaść. Moja
cała skóra była biała z jakimś szronem, a ubranie sztywne. Dobrze, że w
tej chwili panowała zima. Nikt niczego nie będzie podejrzewał. Kroczyłam chodnikiem,
wolno, zmęczona, głodna, ale szłam. Nie miałam pojęcia gdzie
podążałam. Ludzie patrzyli na mnie jakby z obrzydzeniem, albo strachem w oczach.
Nie jestem pewna. Miałam zamglone oczy, jakbym szła przez jakąś mgłę,
albo posiadała jakieś zaparowane szkła kontaktowe na oczach. Dziwie się,
że jeszcze na nikogo nie wpadłam. Ale czy idę w dobrą stronę? Musze.
Zwierzęce
instynkty, albo zmysły mi w tym pomogą. Muszą. Ugniatałam śnieg stopami, a rękoma co jakiś czas opierałam się o
budynki, latarnie, nawet o ludzi, którzy odskakiwali jak poparzeni. A
oby ich szlag trafił! Ja tu się męczę, żeby jeszcze spróbować pożyć, a oni zachowują się, jakbym była jakimś potworem! I znowu
czułam złość, która świetnie była niszczona przez ból. Nie mam pojęcia jak długo szłam, ile razy byłam odpychana, ile razu
musiałam się opierać o coś, ile razy upadałam, jaki mocny był ból...
Straciłam rachubę czasu, jeśli czas jeszcze płynął. A może wszystko
zamarzło wraz ze mną? A może to wszystko iluzja? Albo zaczynam majaczyć
od zmęczenia? W ogóle po co ja idę? Gdzie? Nawet nie wiem, czy dobrze,
czy w dobrym kierunku. Stanęłam w miejscu. Gdzie się znajdowałam? Chyba pod jakimś domem, a
może firmą? Nic nie widziałam, dosłownie. Teraz mgła zamieniła się w
ciemność. Czyżbym straciła wzrok? Podniosłam zesztywniałą dłoń do góry i dotknęłam drzwi.
Zimne, albo mój dotyk taki jest. Ciekawe, czy miałam zamknięte oczy...
albo czy lód zamroził mi coś i to odpadło? Na przykład ucho? Albo nos?
Bólu bym nawet nie rozróżniła, na pewno. Podniosłam drugą rękę, tak samo
zamarzniętą jak pierwszą i oparłam ją o ścianę, chyba. Dłonią zaczęłam
szukać klamki, gdy ją znalazłam, nacisnęłam na dół. Niestety drzwi były
zamknięte. Ręka, która była na
ścianie zaczęła szukać po omacku jakiegoś klawisza, guzika,
czegokolwiek, co by wydało w środku dźwięk dzwonka. Gdy go znalazła,
wcisnęła go, ale nawet nie wiem, czy się udało. Nagle grunt pod
moimi nogami jakby zniknął, nogi się ugięły, a ja zsunąłem się po
zamkniętych drzwiach tylko po to, żeby położyć się na zimnej ziemi,
która zaczęła znikać...
~~~
Nienawidziłam śnić. Dlaczego? Często senne koszmary przeistaczały się w koszmarną jawę...
<Tris? Jak u cb?>
Od Sombry CD Lee
Wadera ruszyła przed siebie. Szybko przemyślałem całą sytuację i uznałem, że nie mam nic do stracenia. Wolę z nią pójść niż godzinami moknąć w poszukiwaniu choćby najmniejszego schronu. Nic innego mi nie pozostało. Wędrowaliśmy niecałe 15 minut. Z doświadczenia umiałem określić czas w przybliżeniu. Znaleźliśmy się w jaskini. Nie byłem pewien czy jest to własność Lee, czy może bywa tu przejezdnie. Tak czy inaczej odnajdywała się w niej bez problemu.
- Zawsze byłeś tak chudy, czy miałeś jakiś protest głodowy ? - wadera zaśmiała się i spytała
- Zawsze
- A te blizny ?
- Nieistotne. Z dzieciństwa
Lee niepostrzeżenie przyniosła kawałek mięsa. Zapewne było to udo jelenia.
- Masz. Nie jestem w stanie patrzeć na te wystające kości pod skórką, jedz.
- Nie - odpowiedziałem pewnie
- Kur*wa czy ciągle coś Ci musi nie pasować ? - spytała wyraźnie zirytowana
- Jeszcze odrobinę godności mam. Wolę paść z głodu niż sam obfitować się tym co przyniosłaś. Zjedz ty, a ewentualnie resztki pozostaw mi.
Lee spojrzała się na mnie z zaciekawieniem. Jednak nie byłem pewien czy zaraz mnie wyśmieje, przyzna rację, czy może spróbuje zabić
<Lee? :) >
- Zawsze byłeś tak chudy, czy miałeś jakiś protest głodowy ? - wadera zaśmiała się i spytała
- Zawsze
- A te blizny ?
- Nieistotne. Z dzieciństwa
Lee niepostrzeżenie przyniosła kawałek mięsa. Zapewne było to udo jelenia.
- Masz. Nie jestem w stanie patrzeć na te wystające kości pod skórką, jedz.
- Nie - odpowiedziałem pewnie
- Kur*wa czy ciągle coś Ci musi nie pasować ? - spytała wyraźnie zirytowana
- Jeszcze odrobinę godności mam. Wolę paść z głodu niż sam obfitować się tym co przyniosłaś. Zjedz ty, a ewentualnie resztki pozostaw mi.
Lee spojrzała się na mnie z zaciekawieniem. Jednak nie byłem pewien czy zaraz mnie wyśmieje, przyzna rację, czy może spróbuje zabić
<Lee? :) >
środa, 28 grudnia 2016
Od Tris CD Lee
Wadera poszła, więc nic tu po mnie. Popatrzyłam na smoka.
-Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- powiedziałam. Stworzenie pokiwała głową jakby na znak zgody. Ruszyłam w drogę powrotną. Śnieg zgrzypiał przyjemnie pod łapami. Wszystkie drzewa ubrały białe czapeczki, a wodę przystroiła suknia z lodu. Gdzieniegdzie zwisały sopelki skrzące się wszystkimi kolorami tęczy w blasku słońca. Z nieba leniwie opadały płatki śniegu. Cała sytuacja z tą wilczycą wydała mi się teraz niebywale idiotyczna i komiczna. Ale przynajmniej wyciągnęłam z niej naukę: nie uszczęśliwiaj nikogo na siłę. Rozmyślania pochłonęły mnie tak bardzo, że nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno. Szybko znalazłam jakąś jaskinię na jedną noc. Położyłam się w środku i powoli zapadła w sen.
<Lee?>
-Mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy- powiedziałam. Stworzenie pokiwała głową jakby na znak zgody. Ruszyłam w drogę powrotną. Śnieg zgrzypiał przyjemnie pod łapami. Wszystkie drzewa ubrały białe czapeczki, a wodę przystroiła suknia z lodu. Gdzieniegdzie zwisały sopelki skrzące się wszystkimi kolorami tęczy w blasku słońca. Z nieba leniwie opadały płatki śniegu. Cała sytuacja z tą wilczycą wydała mi się teraz niebywale idiotyczna i komiczna. Ale przynajmniej wyciągnęłam z niej naukę: nie uszczęśliwiaj nikogo na siłę. Rozmyślania pochłonęły mnie tak bardzo, że nawet nie zauważyłam kiedy zrobiło się ciemno. Szybko znalazłam jakąś jaskinię na jedną noc. Położyłam się w środku i powoli zapadła w sen.
<Lee?>
Od Tris CD Skyline
Pokiwałam tylko głową. Jako że on upolował zwierzynę, poczekałam aż zje, po czym sama zajęłam się resztą. Mruknęłam coś w stylu "dziękuję", ale nie wiem czy usłyszał. No trudno. Przez chwilę patrzyłam na niego badawczo. Nie wiem jak jemu, ale mnie cisza wcale nie przeszkadzała, wręcz przeciwnie. Było to nasze drugie spotkanie, a ostatnim razem nie przyjrzałam mu się dokładnie. Miał krótką szaro-białą sierść gęstszą w okolicach szyi i głowy, szmaragdowe oczy oraz puszysty ogon. Wzrostem byliśmy prawie równi. Z nieba spadały pojedyncze płatki śniegu. Zaczął nerwowo przebierać łapami. Widocznie krępowała go ta sytuacja. Ja natomiast stałam spokojnie, rozważając czy ruszać dalej. Przebywanie z nim nie miało większego sensu. Odwróciłam się, żeby odejść.
<Skyline?>
<Skyline?>
Od Lee cd. Tris
No i się wszystko naprawiło. Ja nie muszę wysysać energii z czyjegoś ciała, a smoczyca niech się cieszy, że jej podziękowałam. W sumie byłam jej wdzięczna, ale też nie podobał mi się fakt, że za jakiś czas będę musiała się zrewanżować. Chociaż... wątpię to. Po za tym dla takich pięknych oczu zrobię większość rzeczy. Ale nie ważne. Pomachałam łapą na boki. Mogłam nią już normalnie ruszać, tak więc teraz zostaje sprawa dotarcia do watahy. Gdy zrozumiałam, że wadera przekazała jej to, co mówiłam, mogłam wracać do swojej przerwanej po raz nie wiadomo który czynności, jednakże los dalej chciał się mną zabawić. Czy ja w końcu dotrę do watahy? zapytałam samą siebie zbulwersowana w myślach. Co mi tym razem stanęło na drodze?
~ Danny, gdzie ty byłeś? ~ zapytałam się stworzenia, które pojawiło się przede mną. Długi smok - dla mnie jest smokiem, a że wygląda jak wielki wąż, to już nie moja sprawa - podleciał do mnie i spojrzał żółtymi oczami bez żadnych źrenic, najpierw na mnie, potem na waderę, a następnie na smoczycę.
~ Agresywne to? ~ zapytał, na co pokręciłam głową.
~ Skoro wyleczyło mi łapę, to raczej nie ~ stwierdziłam patrząc kątem oka na smoczycę. Przyglądała się nam, tak samo jak Tris. Danny skinął głową, po czym skręcił w moją stronę robiąc tym samym kółko. ~ Wiesz gdzie jest wataha Oriona? ~ zapytałam go. Skinął głową, po czym podrzucił mnie na swój łeb.
~ Kierowałaś się całkowicie w inną stronę ~ powiadomił, po czym wzleciał do góry.
- To do kiedyś tam - pożegnałam się z waderą i smokiem, po czym zniknęłam im z oczu, kierując się do mojej watahy. Rzeczywiście, znajdowała się ona w przeciwną stronę, niż którą chciałam podążać. ~ Tak w ogóle, to gdzie się pałętałeś? ~ zapytałam jak zawsze telepatycznie Danny'ego, który leciał ponad chmurami. Zawsze uważałam, że widok nad puszystymi kłębami jest przepiękny, a tym bardziej gdy słońce znika z horyzontu i pojawiają się gwiazdy.
<Tris?>
~ Danny, gdzie ty byłeś? ~ zapytałam się stworzenia, które pojawiło się przede mną. Długi smok - dla mnie jest smokiem, a że wygląda jak wielki wąż, to już nie moja sprawa - podleciał do mnie i spojrzał żółtymi oczami bez żadnych źrenic, najpierw na mnie, potem na waderę, a następnie na smoczycę.
~ Agresywne to? ~ zapytał, na co pokręciłam głową.
~ Skoro wyleczyło mi łapę, to raczej nie ~ stwierdziłam patrząc kątem oka na smoczycę. Przyglądała się nam, tak samo jak Tris. Danny skinął głową, po czym skręcił w moją stronę robiąc tym samym kółko. ~ Wiesz gdzie jest wataha Oriona? ~ zapytałam go. Skinął głową, po czym podrzucił mnie na swój łeb.
~ Kierowałaś się całkowicie w inną stronę ~ powiadomił, po czym wzleciał do góry.
- To do kiedyś tam - pożegnałam się z waderą i smokiem, po czym zniknęłam im z oczu, kierując się do mojej watahy. Rzeczywiście, znajdowała się ona w przeciwną stronę, niż którą chciałam podążać. ~ Tak w ogóle, to gdzie się pałętałeś? ~ zapytałam jak zawsze telepatycznie Danny'ego, który leciał ponad chmurami. Zawsze uważałam, że widok nad puszystymi kłębami jest przepiękny, a tym bardziej gdy słońce znika z horyzontu i pojawiają się gwiazdy.
<Tris?>
Od Skyline'a CD Anabelle
Tak szczerze to po raz pierwszy w życiu nie wiedziałem co powiedzieć. Wadera musiała mieć naprawdę ciężko w życiu że tak lubi samotność. Panowała dosyć długa cisza.
-Ktoś kiedyś mi powiedział że wielu lubić samotność, ale nikt nie potrafi jej znieść - palnąłem nagle
Ojciec mi to kiedyś powiedział. Sam nie wiem dlaczego jej to powiedziałem. Spojrzała na mnie trochę dziwnym wzrokiem, ale się nie odezwała.
-Mniejsza, chodźmy dalej... - powiedziałem
Całą drogę przebyliśmy w ciszy. Po prostu dalej nie wiedziałem co powiedzieć. Dobry humor też z jakiegoś powodu przestał się mnie trzymać. Po dosyć długim marszu dotarliśmy na miejsce.
-To Wielki Wodospad - powiedziałem
Staliśmy na samym szczycie klifu, a obok nas całe masy wody spadały w dół klifu.
<Anabelle?>
-To Wielki Wodospad - powiedziałem
Staliśmy na samym szczycie klifu, a obok nas całe masy wody spadały w dół klifu.
<Anabelle?>
Od Skyline'a CD Tris
Właśnie wracałem ze spotkania Alf. Nie dosyć że byłem przymulony od tych nudnych tematów organizacyjnych to już od pewnego czasu żołądek nie dawał mi spokoju. Westchnąłem ciężko. Szedłem jakimś lasem jeszcze na terenach neutralnych i powoli zbliżałem się do granic mojej watahy. Śnieg trzeszczał mi pod łapami. Lubiłem ten dźwięk. Tego dnia było wyjątkowo zimno, ale mnie to w żaden sposób nie przeszkadzało. W końcu wychowałem się w krainie wiecznego śniegu gdzie zaspy były takie że całe smoki się w nich chowały. Czasem naprawdę tęskniłem za tą krainą. Ale mniejsza. Przez to zamyślenie nawet nie zauważyłem kiedy przekroczyłem granicę watahy. Po chwili wyczułem zapach zwierzyny. Zacząłem tropić mój obiad. Bardzo szybko znalazłem małe stadko jeleni. Wszystkie były zajęte szukaniem trawy pod śniegiem. Upatrzyłem sobie dosyć dużą łanię która nieco oddaliła się od reszty stada. Okrążyłem ją tak by być pod wiatr i przyczaiłem się za krzakiem. Czekałem. Lubiłem jak obiad sam do mnie przychodził. I tak się stało. Zaczęła powoli podchodzić do mnie. To był doskonały moment na atak. Skoczyłem jej na grzbiet wgryzając się w kark. Po krótkiej chwili szarpaniny padła martwa a całe stado uciekło. Ze zwycięskim uśmiechem zabrałem się za jedzenie. Nagle wyczułem zapach wilka. Był za mną. Odwróciłem się i zobaczyłem znajomą twarz. To była Tris. Ciemna wadera przyglądała mi się uważnie.
-Cześć. - powiedziałem z szerokim uśmiechem
-Cześć. - odpowiedziała cicho
-Co cię tu sprowadza? - zapytałem
-Wyczułam tylko zapach zwierzyny - powiedziała
-A więc sprzątnąłem ci obiad sprzed nosa - powiedziałem
-Na to wygląda - odparła
-Możesz się przyłączyć jak chcesz - powiedziałem - i tak całej nie zjem
<Tris?>
-Cześć. - powiedziałem z szerokim uśmiechem
-Cześć. - odpowiedziała cicho
-Co cię tu sprowadza? - zapytałem
-Wyczułam tylko zapach zwierzyny - powiedziała
-A więc sprzątnąłem ci obiad sprzed nosa - powiedziałem
-Na to wygląda - odparła
-Możesz się przyłączyć jak chcesz - powiedziałem - i tak całej nie zjem
<Tris?>
Od Tris CD Lee
Wilczyca chciała znów wyruszyć.
-Dasz rady uleczyć jej łapę?- zapytałam smoczycy, na co ta kiwnęła głową. Zatrzymała waderę łapą.
-Wiesz, czego ode mnie chce?- zapytała patrząc na mnie srogo. To jak odnosiła się do mnie było dość irytujące, ale starałam nie zwracać uwagi.
-Prosi, żebyś podeszła- odparłam dość chłodno.
Wilczyca zbliżyła się. Stworzenie zniżyło głową. Z jej pięknego błękitnego oka wypłynęła jedna łza i spadła prosto na ranę, która natychmiast zaczęła się goić. Moja niedawna towarzyszka była dość zdziwiona, ale po chwili zwróciła się do mnie:
-Podziękuj jej.
Westchnęłam. Szkoda, że nie może się zdobyć nawet na głupie "proszę". Zrobiłam tak jak powiedziała. Smoczyca kiwnęła tylko głową i uśmiechnęła się po swojemu. Wspaniałe stworzenie.
<Lee?>
-Dasz rady uleczyć jej łapę?- zapytałam smoczycy, na co ta kiwnęła głową. Zatrzymała waderę łapą.
-Wiesz, czego ode mnie chce?- zapytała patrząc na mnie srogo. To jak odnosiła się do mnie było dość irytujące, ale starałam nie zwracać uwagi.
-Prosi, żebyś podeszła- odparłam dość chłodno.
Wilczyca zbliżyła się. Stworzenie zniżyło głową. Z jej pięknego błękitnego oka wypłynęła jedna łza i spadła prosto na ranę, która natychmiast zaczęła się goić. Moja niedawna towarzyszka była dość zdziwiona, ale po chwili zwróciła się do mnie:
-Podziękuj jej.
Westchnęłam. Szkoda, że nie może się zdobyć nawet na głupie "proszę". Zrobiłam tak jak powiedziała. Smoczyca kiwnęła tylko głową i uśmiechnęła się po swojemu. Wspaniałe stworzenie.
<Lee?>
wtorek, 27 grudnia 2016
Od Lee cd. Tris
Już wiem co wywołało taki zamęt wśród wszystkich leśnych zwierząt. Wielki ciemny smok! Stałam jak wryta w ziemię i z zafascynowaniem przyglądałam się smokowi. Wyglądał, a raczej wyglądała na wściekłą - widać było, ze jest smoczycą - ale z czasem była coraz spokojna. Nie mam pojęcia co robiła ta Tris, że smok ją nie pożarł, a wręcz przeciwnie. Oba stwory wyglądały, jakby się świetnie znały. I co ja mam niby zrobić? Zignorowałam waderę, przyglądałam się z zafascynowaniem wielkiej smoczycy. Miałam wielki błękitne oczy, które przeszywały osobę na wylot. Czułam się, jakby samym wzrokiem mnie poznawała, jak własną kieszeń poznają się jedynie dłonią. Czarne łuski wyglądały na bardzo twarde i solidne. W sumie jak to u smoków. Jest ich to obrona, taki kożuch, przez który nic się nie przebije. Oczywiście jedynym miejscem na ciele, które jest pozbawione owej ochrony, bynajmniej u tego przedstawiciela, był brzuch. Była cała czarna jak smoła. Jednocześnie przerażająca i piękna. Ogromne skrzydła podobne do nietoperza mogły by zniszczyć cała armię jednym machnięciem, a szpony u potężnych łap rozerwać wszystko i wszystkich. Długo tak się wpatrywałam w nią, aż się nie napatrzyłam. Smoczyca dalej rozmawiała z waderą, a ja tu byłam niepotrzebna. Dlatego też odwróciłam się i miałam zamiar kontynuować swój powrót do watahy, jednak po raz nie wiadomo który ta czynność została przerwana, ale tym razem przez ogromną smoczą łapę. Popatrzyłam zdziwiona na ogromne ślepia. Nie bałam się smoka, byłam nim zafascynowana i tyle. Ale na waderę popatrzyłam nieco... srogo.
- Wiesz czego ode mnie chce? - zapytałam spokojnym głosem uważnie się przyglądając tym pięknym błękitnym smoczym oczom. Jednocześnie takie przerażające, a za razem takie piękne...
<Tris?>
- Wiesz czego ode mnie chce? - zapytałam spokojnym głosem uważnie się przyglądając tym pięknym błękitnym smoczym oczom. Jednocześnie takie przerażające, a za razem takie piękne...
<Tris?>
Od Tris CD Lee
Ziemia zatrzęsła się. Z lasu wybiegały przerażone zwierzęta. Obejrzałam się. Omijały zgrabnie bezimienną. Co mogło wywołać takie zamieszanie? Nie musiałam długo czekać, bo z gąszczu zaczęła wyłaniać się ogromna sylwetka. Wilczyca i inne zwierzęta najwidoczniej jej nie widziały, ale na pewno wyczuwały. Była to samica smoka, ale nie byle jakiego- smoka ciemności. W tym czasie trwał okres lęgowy, więc domyśliłam się, co ją tak rozwścieczyło. Swoją drogą był to wspaniały okaz. Kiedy podeszła blisko, ukłoniłam się z szacunkiem. Smoki to bardzo honorowe i pamiętliwe stworzenia. Spojrzała na mnie zdziwiona.
-Spokojnie- powiedziałam w jej języku.- Jesteś pewnie zła, ale zniszczenie tych terenów wcale ci nie ulży- powoli zmniejszałam dzielącą nas odległość. Smoczyca poruszyła się niespokojnie, więc się zatrzymałam. Patrzyłyśmy sobie chwilę w oczy. To było niesamowite uczucie. Miałam wrażenie, że wie o mnie wszystko. Może coś w tym rzeczywiście jest? Nie wiem wszystkiego o tym gatunku. Stworzenie kiwnęło majestatycznie głową, jakby czytało mi w myślach. Spokojnie zbliżyłam się do niej i pogłaskałam po pysku. Obeszłam ją dookoła. Zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Z każdą chwilą wydawała się mniej zdenerwowana.
<Lee?>
-Spokojnie- powiedziałam w jej języku.- Jesteś pewnie zła, ale zniszczenie tych terenów wcale ci nie ulży- powoli zmniejszałam dzielącą nas odległość. Smoczyca poruszyła się niespokojnie, więc się zatrzymałam. Patrzyłyśmy sobie chwilę w oczy. To było niesamowite uczucie. Miałam wrażenie, że wie o mnie wszystko. Może coś w tym rzeczywiście jest? Nie wiem wszystkiego o tym gatunku. Stworzenie kiwnęło majestatycznie głową, jakby czytało mi w myślach. Spokojnie zbliżyłam się do niej i pogłaskałam po pysku. Obeszłam ją dookoła. Zrobiła na mnie niemałe wrażenie. Z każdą chwilą wydawała się mniej zdenerwowana.
<Lee?>
Od Lee cd. Sombry
Mierzyłam się z nim długo, parę
minut. Nigdy nie panowałam i nie liczyłam nad czasem, zawsze
traciłam rachubę, więc nie miałam pojęcia ile czasu minęło,
gdy basior wyglądał już na spokojnego. Oddychał spokojnie, jego
serce zaczęło pracować w normalnym tempie. Zabawne... Tak łatwo
można kogoś rozzłościć? Śmieszne. W sumie... gdyby nie moja
obojętność, reagowałabym na wszystko tak samo jak on.
- Już? Uspokoiłeś się? - zapytałam przechylając głowę na bok i czekając na jego odpowiedź. Zmarszczył brwi, ale już nie wyglądał na takiego, który chce się na mnie rzucić, wgryźć się w moje gardło i rozkoszować się smakiem świeżej krwi. Ta... piękny krajobraz, prawda? No ale w sumie krew nie jest taka zła, może ja mam słodką?
- Tak - fuknął. Moje i wyglądał na spokojnego, ale głos dalej miał zabójczy, jakby próbował mnie samym tonem powalić.
- Już? Uspokoiłeś się? - zapytałam przechylając głowę na bok i czekając na jego odpowiedź. Zmarszczył brwi, ale już nie wyglądał na takiego, który chce się na mnie rzucić, wgryźć się w moje gardło i rozkoszować się smakiem świeżej krwi. Ta... piękny krajobraz, prawda? No ale w sumie krew nie jest taka zła, może ja mam słodką?
- Tak - fuknął. Moje i wyglądał na spokojnego, ale głos dalej miał zabójczy, jakby próbował mnie samym tonem powalić.
- Świetnie - klasnęłam w łapy siedząc na trawie, po czym wstałam. - Skoro szukasz schronienia, mogę cię zaprowadzić do jakiegoś przywódcy. Masz w sumie do wyboru trzy klany - powiedziałam spoglądając na niebo. Zaczynało się chmurzyć i zapowiadało się na deszcz. Przerwałam swój dialog, aby zastanowić się nad schronieniem. Może go wziąć? W końcu szuka owego miejsca do schronu, a wątpię, żeby podobała mu się myśl, że będzie spał teraz na deszczu. Może przynajmniej na przyszłość będę miała kolejną osobę, która będzie mi wisiała dług? - Ale że jeszcze się nie orientuje w tych terenach i nie mam pojęcia w której watasze się znajduje, co powiesz jedynie na schron? Tylko przed deszczem - odwróciłam się i zaczęłam iść przed siebie. Jeśli będzie chciał, pójdzie za mną. Jeśli będzie działał na własną łapę, pójdzie w swoim kierunku, a mi szkoda czasu, którego tak bardzo nienawidzę, żeby czekać na jego odpowiedź i być może przy okazji moknąć.
<Sombra?>
Od Lee cd. Tris
Miała rację. Jest mi niepotrzebna, ja
jestem zniecierpliwiona, mam ochotę ruszać dalej, ale stoję tutaj
i sobie z nią gawędzę. Odpowiedź jest prosta, ale trudno jej się
domyślić. Niby prawdziwa, ale jednak nieprawdopodobna. O co mi
chodzi? O ciekawość. Jestem wilkiem, istotą żywa, czymś, co
oddycha i ma własną wolę, myśli. Tak więc w pewnym stopniu muszę
mieć w sobie tą ciekawość, która właśnie dała o sobie znać
pytaniem: „Co ona powie?” Tylko tyle, żadnego więcej sensu w
tym nie było, jak i w tym, że mi się przedstawiła. Jestem
ciekawa, czy zrobiła to z własnej woli, czy chciała sprawdzić,
czy poczuje tam jakieś sumienie – cokolwiek to jest – aby ją
przeprosić, przedstawić się i zawrzeć znajomość. Ta... raczej
nie. Nie odpowiedziałam, bo nie było w tym sensu, bynajmniej dla
mnie. Tak samo nie wytłumaczyłam jej, dlaczego tu stałam. Ona już
idzie, a ja nie chce tracić czasu na takie bezużyteczne coś.
Jedynie mogłam się w tej chwili odwrócić i iść przed siebie,
pobrać z jakiegoś drzewa energię i wrócić na własnych siłach
do watahy, idąc w przypadkową stronę – być może spotkać
kogoś, kogo zapytam o drogę – gdyby nie fakt, że coś mi w tym
przeszkodziło. Tak samo tej waderze. Ziemia dziwnie zaczęła się
trząść, a jednej strony lasu uciekały zwierzęta. Normalnie to by
mnie potrącały, ale wszystkie zwinnie mnie wymijały. Nie wiem jak
z tą Tris, ale to nie ważne. Co mogło wywołać takie
zamieszanie?
<Tris? Dokańczaj akcję xd>
<Tris? Dokańczaj akcję xd>
poniedziałek, 26 grudnia 2016
Od Sombry CD Lee
Była pewna siebie. Prawdopodobnie zamieszkiwała te tereny, ja byłem tu po raz pierwszy.
- Sombra - odpowiedziałem dumnie, powoli hamując swoje nerwy. - Wadera...
Obeszłem ją dookoła, uważnie przyglądając się jej najmniejszym elementom.
- Jesteś stąd. Prawda ? - czułem, że czasem bywałem wścibski. Trochę chamski i samolubny.
- Być może. - zawarczała i również przyjrzała mi się uważnie. - Po co się tu przypałętałeś ? Mało Ci przygód ?
Czułem, że adrenalina wewnątrz moich żył stopniowo wzrasta. Starałem się nie wybuchnąć. Mimo, iż wydawała się silna, wiedziałem, że mógłbym jej coś zrobić. Po co ?
- Właściwie szukałem tu jedynie czegoś co nadawało by się do zjedzenia. Jestem sam. Zupełnie sam.
- Haha - wadera szyderczo wymusiła z siebie śmiech
- Aż tak Cię to ku*wa bawi ? - powoli traciłem cierpliwość. Lee zauważyła, że dzieje się ze mną coś niepokojącego.
- Wyluzuj !
Zacząłem ciężko sapać. Serce biło w rytm galopu piekielnego. Wadera nie wydawała się być przestraszona, raczej zaciekawiona moim stanem. Staliśmy i patrzyliśmy się na siebie, przez dobre 10 minut. Byłem coraz spokojniejszy. Ulżyło mi.
<Lee?>
- Sombra - odpowiedziałem dumnie, powoli hamując swoje nerwy. - Wadera...
Obeszłem ją dookoła, uważnie przyglądając się jej najmniejszym elementom.
- Jesteś stąd. Prawda ? - czułem, że czasem bywałem wścibski. Trochę chamski i samolubny.
- Być może. - zawarczała i również przyjrzała mi się uważnie. - Po co się tu przypałętałeś ? Mało Ci przygód ?
Czułem, że adrenalina wewnątrz moich żył stopniowo wzrasta. Starałem się nie wybuchnąć. Mimo, iż wydawała się silna, wiedziałem, że mógłbym jej coś zrobić. Po co ?
- Właściwie szukałem tu jedynie czegoś co nadawało by się do zjedzenia. Jestem sam. Zupełnie sam.
- Haha - wadera szyderczo wymusiła z siebie śmiech
- Aż tak Cię to ku*wa bawi ? - powoli traciłem cierpliwość. Lee zauważyła, że dzieje się ze mną coś niepokojącego.
- Wyluzuj !
Zacząłem ciężko sapać. Serce biło w rytm galopu piekielnego. Wadera nie wydawała się być przestraszona, raczej zaciekawiona moim stanem. Staliśmy i patrzyliśmy się na siebie, przez dobre 10 minut. Byłem coraz spokojniejszy. Ulżyło mi.
<Lee?>
Od Tris CD Lee
- I nie musisz się użalać nad sobą - dodała. - Jakbyś była słaba, on by cię zabił i tyle.
Byłam spokojna, można powiedzieć, że zbyt spokojna. Chociaż to tylko maska, dobrze się sprawdza. W środku jestem zła. Nie tyle na nią, co na siebie. Jestem naiwną idiotką.
-Tak się składa, że nie wiesz nic o mnie, ani o mojej przeszłości- odparłam lodowatym tonem.- I tak, byłam słaba. Rzeczony "on" rzeczywiście mnie zabił.
-Właśnie widzę- odpowiedziała kpiąco. Westchnęłam.
-Jesteś zniecierpliwiona i chcesz ruszyć dalej, więc dlaczego jeszcze ze mną stoisz? Nie jestem ci podobno potrzebna- popatrzyłam jej w oczy. -Tris- powiedziałam jeszcze zanim odeszła. Ruszyłam w praktycznie przeciwnym kierunku.
<Lee? Taka mała zmiana w historii xD>
Byłam spokojna, można powiedzieć, że zbyt spokojna. Chociaż to tylko maska, dobrze się sprawdza. W środku jestem zła. Nie tyle na nią, co na siebie. Jestem naiwną idiotką.
-Tak się składa, że nie wiesz nic o mnie, ani o mojej przeszłości- odparłam lodowatym tonem.- I tak, byłam słaba. Rzeczony "on" rzeczywiście mnie zabił.
-Właśnie widzę- odpowiedziała kpiąco. Westchnęłam.
-Jesteś zniecierpliwiona i chcesz ruszyć dalej, więc dlaczego jeszcze ze mną stoisz? Nie jestem ci podobno potrzebna- popatrzyłam jej w oczy. -Tris- powiedziałam jeszcze zanim odeszła. Ruszyłam w praktycznie przeciwnym kierunku.
<Lee? Taka mała zmiana w historii xD>
Od Lee - Event Świąteczny
Święta. Boże Narodzenie. Wigilia. Z czym mi się to kojarzy? Na pewno z choinką. To była jedyna rzecz, którą uwielbiałam robić w święta. Lepsze niż prezenty, za którymi nie przepadałam. Szczeniaki jak zawsze bawiły się w ozdabianie, robienie tak zwanych stroików. Co roku je obchodziliśmy. Gdy nadszedł ten pierwszy raz, było to na prawdę świetne uczucie. Zamiast robić to, co innego szczeniaki, ja szłam ze starszymi w poszukiwaniu pięknej choinki. Zawsze coś pomogłam, nawet, gdy było to bezużyteczne. Chciałam tylko poczuć, że jestem tu potrzebna i tyle. Nawet niesienie w pysku jednej gałęzi sprawiało mi dużo radości, jeśli oni tak czy siak musieli wszystko nieść na swoich barach. Ozdabiałam choinkę podając wpierw ozdoby dla innych. Latałem w te i potem we w te. Rok później sama zaczęłam ją zdoić na dole. Tak... uwielbiałam choinki. Potrawy mnie mniej interesowały, nawet prezenty. Uwielbiałam patrzeć na migające światełka, które jakimś cudem jeden z nas zabrał ludziom. Nazywaliśmy je chyba świetlikami, kolorowymi świetlikami. Bynajmniej ja je tak nazywałam, bo tylko z tym mi się kojarzyły. Prezenty prezentami, co dostałam, to miałam. Ze wszystkich moich świąt jakie pamiętam, najlepszym prezentem okazała się księga od starej wadery. To od niej się nauczyłam wszystkiego o duchach, pomogła mi nawet odkryć większość mocy. A teraz? Musze radzić sobie sama, bynajmniej po części. Zastanawiałam się, jak to będzie w tej watasze. Pierwsze święta w nowym miejscu, z nowymi wilkami. Lepiej? Gorzej? Nawet z rodziną, która praktycznie się kłóciłam, gdzie ojciec nie zwracał na mnie uwagi, a matka była chyba tylko po to by być, potrafiłam spędzić z nimi wszystkimi święta. Nie licząc brata oczywiście, on, to inna historia. Ale co teraz? Mamy jakiś plan? Czy w tej watasze jest coś jeszcze, oprócz śniegu, który zawitał nas właśnie? Wybraną choinkę? Cokolwiek? Nie wiedziałam, a za trzy dni wszystko miało się odbyć.
Poszłam na polanę, która znajdowała się między terenem watahy Oriona, Pyxis'a i Lupusa. Można powiedzieć, że było to centrum naszych terytorium. Była ona dość spora, na wschodniej części bliżej położonej Lupusa płynęła pomału wąska rzeczka, w której nie brakowało ryb. Cztery wilki za pomocą mocy wsadzali ogromne drzewko w sam środek łąki. Było bardzo ładne, duże, potężne, a co ważniejsze - nie łyse. Pamiętam jak w młodszych latach zawsze marudziłam, jakie choinki wybierali. W sumie to dzięki mnie wataha zaczęła obchodzić święta z ładną choinka, ponieważ wybierałam przeważnie te gęstsze, prostsze, a nie jak inni, jakieś koślawe i łyse. To chyba był jedyny powód, dla którego nie wyrzucali szczeniaka z tej wyprawy. Dalej nie rozumiem swojej durnej matki, dlaczego tak się mnie czepiała, o to, co robię, jak się zachowuje. W końcu byłam chociaż trochę pożyteczna, prawda? Może to nie ładnie cieszyć się z czyjejś śmierci, a tym bardziej tak bliskiej osoby, ale nie potrafię odczuwać żalu, bólu po jej stracie. W końcu to było mi na łapę, uwolniłam się od jej ciągłego gadania, ona sama nie musi się ze mną już użerać, nie ma żadnych kłótni. To samo z ojcem, chociaż on miał mnie bardziej gdzieś. Uznał, że jeśli nie chce być jedną z nich, nie należę do ich rodziny. Aż im się dziwie, dlaczego mnie nie wydziedziczyli i nie wyrzucili z jaskini, z domu w którym się narodziłam. No tak... ich reputacja była ważna, co by inni sobie pomyśleli? Para beta wyrzuca swoje dziecko na pastwę losu. Okropność, prawda? Chociaż dla mnie na łapę. Ale wracając do tego dnia...
Podeszłam do owych wilków, które zapewne nie były z mojego plemienia - w końcu nie znam wszystkich i nawet jeśli jest nas nie wielu, nie jestem pewna kto do nas należy. Zdążyłam jedynie poznać pewną wilczyce, której imienia nie poznałam, a watahy nie pamiętam. Ale czy to ważne? Nie zawracałam sobie głowy zbędnymi przywitaniami typu "Jestem Lee, jestem z tego i tamtego plemienia, a wy?". Według mnie, było to zbędne. Dlatego też zapytałam ich, w czym mam pomóc. Oczywiście miałam nadzieję, że będą na tyle mili, że powiedzą, że sami sobie poradzą. Ale przeliczyłam się, szkoda. Moim pierwszym zajęciem było zawieszenie światełek z jakąś waderą. Pokazała mi pudło oznajmiając, że te rzeczy zabrali ludziom. Były tam nie tylko owe światełka, ale także parę ozdób świątecznych. Dowiedziałam się od niej, ze później dorobimy parę zawieszek, ale to po zajęciu się tym sznurkiem. I znowu odczuwałam tą samą radość ze spędzania, a raczej z samych przygotowań. Nawet w tej chwili nie ukrywałam lekkiego uśmiechu na twarzy, który był spowodowany tym wszystkim. Moje pierwsze święta w nowym stronach. Ciekawe jak miną.
Podzieliłyśmy się z samicą na dwie części. Ona wzięła zachód, ja wschód i każda z nas kierowałam się w stronę wschodu, czyli razem ze wskazówkami zegara. Normalnie byśmy to razem robiły, jak to się robi w innych watahach, ale to było niepotrzebne. Ona ma skrzydła, a ja mogę użyć telekinezy. Dlatego też gdy tylko zniknęła mi z oczu, wzięłam swoją część światełek i zaczęłam zawieszań. Kabel, który powinien zostać wetknięty w tak zwane gniazdko z prądem, zostanie zasilany przez jakiegoś wilka. Nie dowiedziałam się dokładniej jakiego, ale to nie jest mi potrzebne. Mogę po za tym sobie zgadywać, ze pewnie jego moc polega na elektryczności, albo chociażby na świetle. Zaczęłam od gałęzi, a potem przelatując przez wszystkie drzewa, zakręcając pod i nad gałęziami, doszłam w ten sposób do początku drugiej połowy, tak samo jak po chwili wadera. Połączyłam tylko jakoś ze sobą kabelki, po czym podeszłam do pudła, w którym znajdowały się ozdoby. Chwilę im się przyglądałam, aż obok mnie nie pojawiła się ta wilczyca. Zaciągnęła mnie do robienia nowych zawieszek. To robiłyśmy akurat wspólnie, poszłyśmy do lasu. Tam nazbierałyśmy jakichś żołędzi z szyszkami, parę zawijanych gałązek i innych małych drobiazgów, które mogą nam posłużyć jako ozdoby świąteczne. Siedzieliśmy nad nimi jakoś godzinę. Wszystko układałyśmy na kupki, zawieszając na sznureczkach, po czym odkładaliśmy obok siebie. Gdy i to zadanie zostało wykonane, odniosłam małe ozdóbki pod choinkę. Trzecim zadaniem było upolowanie zwierzęcia. Nasza grupa składała się z trzech basiorów i dwóch wader, w tym mnie. Nie przyglądałam się żadnemu z nich, jak i z nikim nie wymieniłam żadnego słowa. Skupiłam swoją całą uwagę na naszym zadaniu, próbując wytropić określone zwierzę. Udało nam się go znaleźć po półgodzinnym szukaniu i jak zgaduje, wyszliśmy chyba po za terenu któregokolwiek plemienia. Ale to nie było ważne. Ważny był cel, czyli niedźwiedź, który w tym momencie leżał na trawie i się wylegiwał. Poszło z nim szybciej niż myślałam, wszyscy byli dobrymi łowcami. Trzech go okrążyło, zagradzając mu jakąkolwiek drogą ucieczki, po czym ja wraz z jakimś basiorem skoczyliśmy na niego. On na łeb, ja na szyję z tyłu. Gdy stracił orientację, reszta się na niego rzuciła. Tylko ta druga wadera nas asekurowała, dając wskazówki, które w sumie nam się przydały. Ja na przykład uniknęłam pacnięcia ogromną łapą, przez którą zapewne bym odleciała parę metrów do tyłu. Gdy zwierzak leżał martwy zabraliśmy go na nasze tereny. Potem dwójka poszła upolować parę zwierzaków, ja zostałam w tej trójce, która musiała zataszczyć niedźwiedzia na polanę. Udało nam się to po kwadransie, skubaniec lekki nie był. Położyliśmy go blisko rzeki, gdzie jakiś wilk miał się zając przygotowaniem jedzenia. Wróciłam do choinki, którą zaczęli już ozdabiać. To robiłam z największą przyjemnością, uwielbiałam ozdabiać to piękne drzewko, pod którym za jakiś czas pojawią się prezenty. No właśnie... może ja też komuś coś dam? Ale komu? Ech... zapewne alfy wszystkim coś szykują, ja nikogo nie znam, nikt mnie nie zna, wiec na jedno wychodzi - ja nie dostanę nic i ktoś ode mnie także. Jedynie od alfy otrzymam mały upominek, który mi wystarczy. Chociaż... nie ważne. Zajęłam się ozdabianiem. Na początku tak jak inni wieszałam na dole, a potem , aby pomóc co nieco tym lotnym wilkom, użyłam telepatii, zawieszając dzięki tym zawieszki na górnych gałęziach. Ozdoby były przeróżne, śnieżynki, zwykłe bombki, jakiś ze wzorami, znaczkami, małe renifery, parę świętych mikołajów, nasze szyszki i żołędzi, ozdoby zrobione z paprotek, mchu czy gałązek, a na samym czubku alfa ze skrzydłami, której imienia nie pamiętam - coś na S... - zawiesiła piękną gwiazdkę. Nie wiem czy była samodzielnie robiona, czy może zabrana z ludzkich stron, ale była piękna. Wydawała się jak prawdziwa gwiazda na niebie, chociaż nią nie było. Gdy się jej długo przyglądałeś, wydawało ci się, że zaczyna migotać. Na prawdę piękna. Miałam ochotę zapytać skąd ja maja, ale się powstrzymałam. Przez cały dzień się nie odzywałam i niech tak zostanie. Nie jestem skora do rozmowy, to chyba już każdy zauważył, ale nie ważne. Gdy spuściłam choinkę z oczu, rozejrzałam się po polanie. Była pięknie oświetlona. Dookoła oświetlona naszymi światełkami, które zostały już włączone przez jakiegoś samca. Pięknie migotały na różne kolory, czerwony, niebieski, zielony, pomarańczowy i żółty - pięknie. Innego słowa nie znam, aby to wszystko określił. Na samym środku stała zielona choinka - no dobra, była trochę obsypana śniegiem, który spadł podczas tego całego dnia, ale nikomu on nie przeszkadzał - ozdobiona najróżniejszymi zawieszkami, a nawet puchatymi łańcuchami, które były chyba zrobione z trawy, a następne przemalowane. Tak czy siak, wyglądy cudnie, jakby kolejna rzecz została zabrana z ludzkich stron. Przy rzece były już gotowe dania, w tym nasz kochany niedźwiedź, którego powinno, a raczej na pewno starczy dla wszystkich.
Wszyscy zebrali się przy choinkę, było nas całkiem sporo. Przed nami stała trójka przywódców. Z tego co zauważyłam, żadne z nich nie miało partnera, ale to tylko szczegół. Basior z innego plemienia zaczął swoje przemówienie, które skończył nasz przywódca. Wadera za to złożyła nam wszystkim piękne życzenia, po których zaczęło się świętowanie. Wszyscy radośnie krzyknęli, po czym zaczęliśmy składać sobie życzenia - oprócz mnie, ja ruszyłam do jedzenia, gdzie usiadłam na przeciwko zająca i czekałam na resztę. Gdy wszyscy się w końcu zebrali siadając przy stole, którego oczywiście nie było, któryś z alf rozpoczął kolację wypiciem toastu za wszystkich i za te pierwsze wspólne święta.
W sumie, to świetnie się bawiłam. Każdy ze sobą rozmawiał, nawet mi się udało załapać rozmowę z jakimś wilkiem, którego oczywiście już nie pamiętam, bo zaśmiecanie sobie głowy tą zbędną rzeczą by było niepotrzebne. Śpiewaliśmy kolędy, nawet ja. Chwaliliśmy kucharza świetnie przyrządzonymi potrawami, alfy, za takie wspaniałe rozpoczęcie oraz każdy siebie nawzajem, za pomoc w organizacji wszystkiego. Nawet ja złożyłam wszystkim wesołych świąt, wypijając za to toast. To było nawet dziwne, że każdy podszedł do tego czynu z uśmiechem. Miło, naprawdę. Na samym końcu przywódcy rozdali prezenty dla swoich członków. Swoją paczkę miałam zamiar otworzyć w jaskini, teraz chciałam się cieszyć tymi świętami. Jednak wyszły lepiej, niż sobie wyobrażałam. Cudnie.
Skończyliśmy świętować, gdy wybiła północ. Każdy wrócił do siebie, a to miejsce zostało sprzątnięte, ale beze mnie. Ponoć tylko choinka miała jeszcze stać do stycznia. Kolejne dwa dni świat każdy miał spędzić w swoim plemieniu, co w sumie nie przeszkadzało mi. Gdy doszłam do jaskini, rozpakowałam swój prezent. Dostałam od przywódcy księgę, ale nie jakaś zwyczajną. "Ponieważ jestem najwyższym magiem, pomyślałem, że ci się przyda" przeczytałam w myślach karteczkę, po czym spojrzałam na okładkę.
- Piękne święta - powiedziałam na głos sama do siebie.
~~
Obudziłam się z samego rana, zaraz po kolejnym koszmarze, który nawiedził mój umysł. Pięknie jest zostać powieszoną na drzewie, prawda? Ale wracając do tego dnia - słońce właśnie wschodziła na tereny naszej watahy, a ja już poczułam głód, który zapoczątkował mój beznadziejny humor. Na daremno próbowałam uciszyć burczący brzuch, aby spróbować jeszcze chociaż parę minut zasnąć. Zostałam zmuszona przez swój żołądek ruszyć swoje zacne siedzenie na polowanie. Jednak przed tym spotkałam alfę naszego plemienia. Calben informując mnie o nadchodzącym świecie, jakim było Boże Narodzenie i o którym niby nie wiedziałam, poprosił mnie o pomoc w przygotowaniach. Okazało się, że trzy plemiona, watah Oriona, Lupusa i Pyxis'a nie będą w ten czas prowadzić żadnych wojen, dlatego też będziemy wszyscy razem spędzać te święta. W sumie dla mnie to nie jest wcale taki zły pomysł. Może to nam przynajmniej pomoże w przyszłości? Przy jakimś konflikcie? Wszystko możliwe, a moce samego losu są nieznane. Przywódca poprosił mnie wpierw o pomoc w ozdobieniu polany, na której ma się odbyć to święto, a następnie pomoc w upolowaniu niedźwiedzia - serio serio. Tak jak u ludziach powinien być indyk u nas będzie niedźwiedź. Ewentualnie jeleń, jeśli by takowego nie było, ale w to wątpię. Nasze tereny biedne nie są, a tym bardziej te, które nie należą do nas. Są niczyje, więc dlaczego nie mielibyśmy z nim skorzystać?Poszłam na polanę, która znajdowała się między terenem watahy Oriona, Pyxis'a i Lupusa. Można powiedzieć, że było to centrum naszych terytorium. Była ona dość spora, na wschodniej części bliżej położonej Lupusa płynęła pomału wąska rzeczka, w której nie brakowało ryb. Cztery wilki za pomocą mocy wsadzali ogromne drzewko w sam środek łąki. Było bardzo ładne, duże, potężne, a co ważniejsze - nie łyse. Pamiętam jak w młodszych latach zawsze marudziłam, jakie choinki wybierali. W sumie to dzięki mnie wataha zaczęła obchodzić święta z ładną choinka, ponieważ wybierałam przeważnie te gęstsze, prostsze, a nie jak inni, jakieś koślawe i łyse. To chyba był jedyny powód, dla którego nie wyrzucali szczeniaka z tej wyprawy. Dalej nie rozumiem swojej durnej matki, dlaczego tak się mnie czepiała, o to, co robię, jak się zachowuje. W końcu byłam chociaż trochę pożyteczna, prawda? Może to nie ładnie cieszyć się z czyjejś śmierci, a tym bardziej tak bliskiej osoby, ale nie potrafię odczuwać żalu, bólu po jej stracie. W końcu to było mi na łapę, uwolniłam się od jej ciągłego gadania, ona sama nie musi się ze mną już użerać, nie ma żadnych kłótni. To samo z ojcem, chociaż on miał mnie bardziej gdzieś. Uznał, że jeśli nie chce być jedną z nich, nie należę do ich rodziny. Aż im się dziwie, dlaczego mnie nie wydziedziczyli i nie wyrzucili z jaskini, z domu w którym się narodziłam. No tak... ich reputacja była ważna, co by inni sobie pomyśleli? Para beta wyrzuca swoje dziecko na pastwę losu. Okropność, prawda? Chociaż dla mnie na łapę. Ale wracając do tego dnia...
Podeszłam do owych wilków, które zapewne nie były z mojego plemienia - w końcu nie znam wszystkich i nawet jeśli jest nas nie wielu, nie jestem pewna kto do nas należy. Zdążyłam jedynie poznać pewną wilczyce, której imienia nie poznałam, a watahy nie pamiętam. Ale czy to ważne? Nie zawracałam sobie głowy zbędnymi przywitaniami typu "Jestem Lee, jestem z tego i tamtego plemienia, a wy?". Według mnie, było to zbędne. Dlatego też zapytałam ich, w czym mam pomóc. Oczywiście miałam nadzieję, że będą na tyle mili, że powiedzą, że sami sobie poradzą. Ale przeliczyłam się, szkoda. Moim pierwszym zajęciem było zawieszenie światełek z jakąś waderą. Pokazała mi pudło oznajmiając, że te rzeczy zabrali ludziom. Były tam nie tylko owe światełka, ale także parę ozdób świątecznych. Dowiedziałam się od niej, ze później dorobimy parę zawieszek, ale to po zajęciu się tym sznurkiem. I znowu odczuwałam tą samą radość ze spędzania, a raczej z samych przygotowań. Nawet w tej chwili nie ukrywałam lekkiego uśmiechu na twarzy, który był spowodowany tym wszystkim. Moje pierwsze święta w nowym stronach. Ciekawe jak miną.
Podzieliłyśmy się z samicą na dwie części. Ona wzięła zachód, ja wschód i każda z nas kierowałam się w stronę wschodu, czyli razem ze wskazówkami zegara. Normalnie byśmy to razem robiły, jak to się robi w innych watahach, ale to było niepotrzebne. Ona ma skrzydła, a ja mogę użyć telekinezy. Dlatego też gdy tylko zniknęła mi z oczu, wzięłam swoją część światełek i zaczęłam zawieszań. Kabel, który powinien zostać wetknięty w tak zwane gniazdko z prądem, zostanie zasilany przez jakiegoś wilka. Nie dowiedziałam się dokładniej jakiego, ale to nie jest mi potrzebne. Mogę po za tym sobie zgadywać, ze pewnie jego moc polega na elektryczności, albo chociażby na świetle. Zaczęłam od gałęzi, a potem przelatując przez wszystkie drzewa, zakręcając pod i nad gałęziami, doszłam w ten sposób do początku drugiej połowy, tak samo jak po chwili wadera. Połączyłam tylko jakoś ze sobą kabelki, po czym podeszłam do pudła, w którym znajdowały się ozdoby. Chwilę im się przyglądałam, aż obok mnie nie pojawiła się ta wilczyca. Zaciągnęła mnie do robienia nowych zawieszek. To robiłyśmy akurat wspólnie, poszłyśmy do lasu. Tam nazbierałyśmy jakichś żołędzi z szyszkami, parę zawijanych gałązek i innych małych drobiazgów, które mogą nam posłużyć jako ozdoby świąteczne. Siedzieliśmy nad nimi jakoś godzinę. Wszystko układałyśmy na kupki, zawieszając na sznureczkach, po czym odkładaliśmy obok siebie. Gdy i to zadanie zostało wykonane, odniosłam małe ozdóbki pod choinkę. Trzecim zadaniem było upolowanie zwierzęcia. Nasza grupa składała się z trzech basiorów i dwóch wader, w tym mnie. Nie przyglądałam się żadnemu z nich, jak i z nikim nie wymieniłam żadnego słowa. Skupiłam swoją całą uwagę na naszym zadaniu, próbując wytropić określone zwierzę. Udało nam się go znaleźć po półgodzinnym szukaniu i jak zgaduje, wyszliśmy chyba po za terenu któregokolwiek plemienia. Ale to nie było ważne. Ważny był cel, czyli niedźwiedź, który w tym momencie leżał na trawie i się wylegiwał. Poszło z nim szybciej niż myślałam, wszyscy byli dobrymi łowcami. Trzech go okrążyło, zagradzając mu jakąkolwiek drogą ucieczki, po czym ja wraz z jakimś basiorem skoczyliśmy na niego. On na łeb, ja na szyję z tyłu. Gdy stracił orientację, reszta się na niego rzuciła. Tylko ta druga wadera nas asekurowała, dając wskazówki, które w sumie nam się przydały. Ja na przykład uniknęłam pacnięcia ogromną łapą, przez którą zapewne bym odleciała parę metrów do tyłu. Gdy zwierzak leżał martwy zabraliśmy go na nasze tereny. Potem dwójka poszła upolować parę zwierzaków, ja zostałam w tej trójce, która musiała zataszczyć niedźwiedzia na polanę. Udało nam się to po kwadransie, skubaniec lekki nie był. Położyliśmy go blisko rzeki, gdzie jakiś wilk miał się zając przygotowaniem jedzenia. Wróciłam do choinki, którą zaczęli już ozdabiać. To robiłam z największą przyjemnością, uwielbiałam ozdabiać to piękne drzewko, pod którym za jakiś czas pojawią się prezenty. No właśnie... może ja też komuś coś dam? Ale komu? Ech... zapewne alfy wszystkim coś szykują, ja nikogo nie znam, nikt mnie nie zna, wiec na jedno wychodzi - ja nie dostanę nic i ktoś ode mnie także. Jedynie od alfy otrzymam mały upominek, który mi wystarczy. Chociaż... nie ważne. Zajęłam się ozdabianiem. Na początku tak jak inni wieszałam na dole, a potem , aby pomóc co nieco tym lotnym wilkom, użyłam telepatii, zawieszając dzięki tym zawieszki na górnych gałęziach. Ozdoby były przeróżne, śnieżynki, zwykłe bombki, jakiś ze wzorami, znaczkami, małe renifery, parę świętych mikołajów, nasze szyszki i żołędzi, ozdoby zrobione z paprotek, mchu czy gałązek, a na samym czubku alfa ze skrzydłami, której imienia nie pamiętam - coś na S... - zawiesiła piękną gwiazdkę. Nie wiem czy była samodzielnie robiona, czy może zabrana z ludzkich stron, ale była piękna. Wydawała się jak prawdziwa gwiazda na niebie, chociaż nią nie było. Gdy się jej długo przyglądałeś, wydawało ci się, że zaczyna migotać. Na prawdę piękna. Miałam ochotę zapytać skąd ja maja, ale się powstrzymałam. Przez cały dzień się nie odzywałam i niech tak zostanie. Nie jestem skora do rozmowy, to chyba już każdy zauważył, ale nie ważne. Gdy spuściłam choinkę z oczu, rozejrzałam się po polanie. Była pięknie oświetlona. Dookoła oświetlona naszymi światełkami, które zostały już włączone przez jakiegoś samca. Pięknie migotały na różne kolory, czerwony, niebieski, zielony, pomarańczowy i żółty - pięknie. Innego słowa nie znam, aby to wszystko określił. Na samym środku stała zielona choinka - no dobra, była trochę obsypana śniegiem, który spadł podczas tego całego dnia, ale nikomu on nie przeszkadzał - ozdobiona najróżniejszymi zawieszkami, a nawet puchatymi łańcuchami, które były chyba zrobione z trawy, a następne przemalowane. Tak czy siak, wyglądy cudnie, jakby kolejna rzecz została zabrana z ludzkich stron. Przy rzece były już gotowe dania, w tym nasz kochany niedźwiedź, którego powinno, a raczej na pewno starczy dla wszystkich.
Wszyscy zebrali się przy choinkę, było nas całkiem sporo. Przed nami stała trójka przywódców. Z tego co zauważyłam, żadne z nich nie miało partnera, ale to tylko szczegół. Basior z innego plemienia zaczął swoje przemówienie, które skończył nasz przywódca. Wadera za to złożyła nam wszystkim piękne życzenia, po których zaczęło się świętowanie. Wszyscy radośnie krzyknęli, po czym zaczęliśmy składać sobie życzenia - oprócz mnie, ja ruszyłam do jedzenia, gdzie usiadłam na przeciwko zająca i czekałam na resztę. Gdy wszyscy się w końcu zebrali siadając przy stole, którego oczywiście nie było, któryś z alf rozpoczął kolację wypiciem toastu za wszystkich i za te pierwsze wspólne święta.
W sumie, to świetnie się bawiłam. Każdy ze sobą rozmawiał, nawet mi się udało załapać rozmowę z jakimś wilkiem, którego oczywiście już nie pamiętam, bo zaśmiecanie sobie głowy tą zbędną rzeczą by było niepotrzebne. Śpiewaliśmy kolędy, nawet ja. Chwaliliśmy kucharza świetnie przyrządzonymi potrawami, alfy, za takie wspaniałe rozpoczęcie oraz każdy siebie nawzajem, za pomoc w organizacji wszystkiego. Nawet ja złożyłam wszystkim wesołych świąt, wypijając za to toast. To było nawet dziwne, że każdy podszedł do tego czynu z uśmiechem. Miło, naprawdę. Na samym końcu przywódcy rozdali prezenty dla swoich członków. Swoją paczkę miałam zamiar otworzyć w jaskini, teraz chciałam się cieszyć tymi świętami. Jednak wyszły lepiej, niż sobie wyobrażałam. Cudnie.
Skończyliśmy świętować, gdy wybiła północ. Każdy wrócił do siebie, a to miejsce zostało sprzątnięte, ale beze mnie. Ponoć tylko choinka miała jeszcze stać do stycznia. Kolejne dwa dni świat każdy miał spędzić w swoim plemieniu, co w sumie nie przeszkadzało mi. Gdy doszłam do jaskini, rozpakowałam swój prezent. Dostałam od przywódcy księgę, ale nie jakaś zwyczajną. "Ponieważ jestem najwyższym magiem, pomyślałem, że ci się przyda" przeczytałam w myślach karteczkę, po czym spojrzałam na okładkę.
- Piękne święta - powiedziałam na głos sama do siebie.
~ ZALICZONE ~
Od Lee cd. Tris
Czyli teraz mam wdać się w niepotrzebną rozmowę. Ta... wolna wola jest cudowna, prawda? Zatrzymałam się i słuchałam jej, z małym rozbawieniem. Szkoda, że wiele informacji, faktów i stwierdzeń dochodzi do nas za późno. Ale cóż... taki los. Lubi niektórymi się bawić, a niektórzy lubią to robić między sobą.
- Nie prosiłam cię o żadną pomoc - stwierdziłam po chwili, gdy wadera zaczęła milczeć. Czułam, że krew w jej żyłach zaczyna się gotować ze złości, ale nie obchodziło mnie to. chciałam jak najszybciej stąd zniknąć, pobrać energię i wrócić do siebie. I tyle. A jeśli ten idiota będzie chciał się ze mną zabawić, to tylko na moją korzyść. Wystarczy parę sekund i już będę pełna energii, jeśli jest tak dobrym wojownikiem jak się wydaje. - I nie musisz się użalać nad sobą - dodałam. - Jakbyś była słaba, on by cię zabił i tyle - powiedziałem obojętnie, po czym ruszyłam w dalszą wędrówkę, jednak ona mnie ponownie zatrzymała.
- Gdyby nie ja, to ty byś leżała teraz martwa - krzyknęła. Podniosłam chorą łapę i machnęłam ją w prawo. Dalej bolała, co wywołało na mym pysku malutki uśmieszek. Nie rozumiem samej siebie, w jaki sposób taki ból może być zabawny. Ale jednak jest. A może tak mi się wydaje pod wpływem emocji?
- Niekoniecznie - odparłam. - Po to się ma moce, nie? - powiedziałam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. I w sumie była. Ale wielu reaguje pochopnie nie myśląc nad swymi zdolnościami. Przecież w tej chwili, jeśli wadera ma owe moce, przydatne do walk, nie musiała fatygować swojego cielska do walki, tylko użyć mocy. Ja bym tak zrobiła.
<Tris?>
- Nie prosiłam cię o żadną pomoc - stwierdziłam po chwili, gdy wadera zaczęła milczeć. Czułam, że krew w jej żyłach zaczyna się gotować ze złości, ale nie obchodziło mnie to. chciałam jak najszybciej stąd zniknąć, pobrać energię i wrócić do siebie. I tyle. A jeśli ten idiota będzie chciał się ze mną zabawić, to tylko na moją korzyść. Wystarczy parę sekund i już będę pełna energii, jeśli jest tak dobrym wojownikiem jak się wydaje. - I nie musisz się użalać nad sobą - dodałam. - Jakbyś była słaba, on by cię zabił i tyle - powiedziałem obojętnie, po czym ruszyłam w dalszą wędrówkę, jednak ona mnie ponownie zatrzymała.
- Gdyby nie ja, to ty byś leżała teraz martwa - krzyknęła. Podniosłam chorą łapę i machnęłam ją w prawo. Dalej bolała, co wywołało na mym pysku malutki uśmieszek. Nie rozumiem samej siebie, w jaki sposób taki ból może być zabawny. Ale jednak jest. A może tak mi się wydaje pod wpływem emocji?
- Niekoniecznie - odparłam. - Po to się ma moce, nie? - powiedziałam, jakby to była najoczywistsza rzecz na świecie. I w sumie była. Ale wielu reaguje pochopnie nie myśląc nad swymi zdolnościami. Przecież w tej chwili, jeśli wadera ma owe moce, przydatne do walk, nie musiała fatygować swojego cielska do walki, tylko użyć mocy. Ja bym tak zrobiła.
<Tris?>
Od Tris CD Lee
-Śledziłaś mnie?- zapytała wadera. Milczałam. Zdecydowanie nie ujęłabym tego tak. - Temu, że mi pomogłaś, nie wydre się na ciebie, ale że lazłaś za mną, też nie podziękuję.
Wilczyca odwróciła się. Przez chwilę stałam z szeroko otwartymi oczami. Czyli to ja jestem tą złą. Kiedy pierwszy szok minął odezwałam się:
-Rozumiem, nie chcesz mojej pomocy. Ok. Uważasz, że dasz sobie radę. Wiesz pewnie też, że on wróci po ciebie. Wydawało mi się, że skoro wdepnęłaś w takie gówno to nie będziesz chciała być sama. Myliłam się- powiedziałam lodowatym tonem. Nigdy na nikogo nie krzyczałam.- Widocznie to ja byłam słaba i potrzebowałam wtedy pomocnej łapy. Już wiem nad czym muszę popracować- powiedziałam z goryczą. Podjęłam w tym momencie decyzję. Za każdym razem, gdy próbuję jakoś komuś pomóc kończy się w ten sposób. Może to że mną jest coś nie tak. Nie ma to już zbytniego znaczenia. Żałuję tylko, że niepotrzebnie moja lista wrogów powiększyła się o jednego wilka. Skoro i tak poradziłby sobie.
<Lee?
Wilczyca odwróciła się. Przez chwilę stałam z szeroko otwartymi oczami. Czyli to ja jestem tą złą. Kiedy pierwszy szok minął odezwałam się:
-Rozumiem, nie chcesz mojej pomocy. Ok. Uważasz, że dasz sobie radę. Wiesz pewnie też, że on wróci po ciebie. Wydawało mi się, że skoro wdepnęłaś w takie gówno to nie będziesz chciała być sama. Myliłam się- powiedziałam lodowatym tonem. Nigdy na nikogo nie krzyczałam.- Widocznie to ja byłam słaba i potrzebowałam wtedy pomocnej łapy. Już wiem nad czym muszę popracować- powiedziałam z goryczą. Podjęłam w tym momencie decyzję. Za każdym razem, gdy próbuję jakoś komuś pomóc kończy się w ten sposób. Może to że mną jest coś nie tak. Nie ma to już zbytniego znaczenia. Żałuję tylko, że niepotrzebnie moja lista wrogów powiększyła się o jednego wilka. Skoro i tak poradziłby sobie.
<Lee?
Od Lee cd. Tris
Cholerna łapa. gdyby nie ona, poradziłabym sobie z tym wilkiem. W sumie... tak czy siak bym to zrobiła. Jednak wadera mi przerwała. Może to i dobrze? Nie muszę przynajmniej wyczerpywać energii na jakąkolwiek moc, aby uratować sobie tyłka. Ale w ogóle czego on ode mnie chce? To był ten sam wilk, który zaatakował mnie wczoraj, czy dwa dni temu. Straciłam już rachubę czasu, więc trudno mi powiedzieć. A co tej wadery... czy ona mnie śledziła? Super. Tak bardzo skupiłam się na tej durnej łapie, że nie mogłam jej nawet wyczuć, czy usłyszeć. Ta... piękne dni. Gdy wilk uciekł, wadera spojrzała na mnie dziwnym wzrokiem, jakby nieobecnym. Po chwili ciszy jednak wróciła do siebie.
- Nic ci nie jest? - zapytała. Przechyliłam lekko głowę wymuszając się na jakiś uśmiech podziękowania, ale w tej chwili byłam nieco zdenerwowana. Nie na nią, tylko na tą łapę. A może ją sobie obetnę?
- Nie - mruknęłam. - Śledziłaś mnie? - zapytałam od razu. Chciałam to wiedzieć, ale ona mi nie odpowiadała. Milczała, a ja czułam się zdenerwowana tym, że siedzi cicho. W końcu westchnęłam zrezygnowana. - Temu, że mi pomogłaś, nie wydrę się na ciebie, ale że lazłaś za mną, też nie podziękuje - stwierdziłam po chwili ciszy odwracając się od niej i obserwując teren. Którędy ja to miałam iść... Ech... nie ważne. Pójdę byle jaką trasą. Ale przed tym muszę użyć mocy i niestety uśmiercę przy tym parę drzewek. Potrzebuje energii, jeśli chcę tam w końcu dojść. Może przynajmniej łapa się szybciej zrośnie? Wątpię. Wysysanie energii na czym innym polega, ale pomarzyć nigdy nie zaszkodzi. Wadera w dalszym ciągu milczała, a ja znudzona tym wszystkim zaczęłam się kierować przed siebie. Gdy w końcu ją opuszczę, albo ona mnie jak kto woli, użyje mocy. Po co ma wiedzieć o moich zdolnościach?
<Tris? To jej nie przekonuje xd>
- Nic ci nie jest? - zapytała. Przechyliłam lekko głowę wymuszając się na jakiś uśmiech podziękowania, ale w tej chwili byłam nieco zdenerwowana. Nie na nią, tylko na tą łapę. A może ją sobie obetnę?
- Nie - mruknęłam. - Śledziłaś mnie? - zapytałam od razu. Chciałam to wiedzieć, ale ona mi nie odpowiadała. Milczała, a ja czułam się zdenerwowana tym, że siedzi cicho. W końcu westchnęłam zrezygnowana. - Temu, że mi pomogłaś, nie wydrę się na ciebie, ale że lazłaś za mną, też nie podziękuje - stwierdziłam po chwili ciszy odwracając się od niej i obserwując teren. Którędy ja to miałam iść... Ech... nie ważne. Pójdę byle jaką trasą. Ale przed tym muszę użyć mocy i niestety uśmiercę przy tym parę drzewek. Potrzebuje energii, jeśli chcę tam w końcu dojść. Może przynajmniej łapa się szybciej zrośnie? Wątpię. Wysysanie energii na czym innym polega, ale pomarzyć nigdy nie zaszkodzi. Wadera w dalszym ciągu milczała, a ja znudzona tym wszystkim zaczęłam się kierować przed siebie. Gdy w końcu ją opuszczę, albo ona mnie jak kto woli, użyje mocy. Po co ma wiedzieć o moich zdolnościach?
<Tris? To jej nie przekonuje xd>
Od Tris CD Lee
Wadera odeszła. A ja znów poczułam to samo uczucie co tamtej nocy, kiedy poszłam za innym wilkiem. Czy to była odpowiedzialność? Całkiem to możliwe. Jakby na to nie patrzeć jestem tutaj jedną z najstarszych. Chociaż wydaje mi się, że to nie jest to, co mną kieruje.... Odrzuciłam od siebie tą myśl. Tamtej mnie już nie ma. Westchnęłam głęboko. Toczyłam w sobie swego rodzaju walkę. Wilczyca ewidentnie mnie nie chciała. Nie wierzyła mi. Właściwie nie dziwię jej się. Może to dziwne i trochę szalone, ale ruszyłam za nią. Było jeszcze ciemno, więc miałam przewagę. Bezszelestnie stawiałam kroki. Nie wyczuła mnie, bo zamaskowałam swój zapach. Poczułam głód. Ona najwidoczniej też, bo ruszyła w pogoń za sarną. Była na zdecydowanie straconej pozycji. Zwierzę zwinnie jej umykało i wreszcie zniknęło z pola widzenia. Ja natomiast idąc trochę z boku trafiłam na dość dużego jelenia. Chwilę mi to zajęło, ale w końcu padł na ziemię martwy. Szybko zjadłam tyle, żeby zaspokoić głód i wycofałam się. Wadera przyszła po chwili zwabiona zapachem krwi. W podobny sposób minął nam cała doba.
Następnego dnia, koło południa, wyczułam zapach innego wilka. Usłyszałam szelest, wilczyca zastrzegła uszami i napięła mięśnie w pozycji obronnej. Z gęstwiny wyłonił się dość duży basior. Wygladał gorzej od niej, ale pewnie był już u medyka, bo rany były profesjonalnie opatrzone. Warknął na nią. Po tylu godzinach wędrówki ledwo trzymała się na łapach, więc miała z nim znikome szanse. Wilk skoczył na nią, a ta się skuliła. Niewiele myśląc ruszyłam między nich i w ostatniej chwili odparłam jego atak. Niczego nieświadomy i zdziwiony basior znów pobiegł do przodu. Pacnęłam go mocno łapą, a ten przewrócił mnie i stojąc nade mną chciał wgryźć mi się w szyję. Odepchnęłam go na tyle mocno, że poleciał i uderzył w drzewo stojące od nas około 4 metry. Z zaciętym wyrazem otrzepał się i wzbił w powietrze. W tym momencie cofnęłam się. Wszystkie wspomnienia powróciły. Odskoczyłam unikając o cal jego pazurów. Skup się idiotko! Nie myśl o tym! Nie masz już przecież uczuć... Tak, oszukuj się... Wytężyłam całą siłę woli. Toczyłam bitwę nie tylko z nim, ale również że samą sobą. Nie wiem, która była gorsza. Wykorzystując chwilę czasu wywołałam u niego halucynacje. Zdezorientowany zaczął krążyć w koło. Powaliłam go. Mocno wgryzłam mu się w szyję i brzuch. Jednak nie zabiłam go. Nie miałam powodu. Uciekł z podkulonym ogonem.
<Lee? Nie dość, że zostałam szpiegiem to jeszcze bohaterem xD>
Następnego dnia, koło południa, wyczułam zapach innego wilka. Usłyszałam szelest, wilczyca zastrzegła uszami i napięła mięśnie w pozycji obronnej. Z gęstwiny wyłonił się dość duży basior. Wygladał gorzej od niej, ale pewnie był już u medyka, bo rany były profesjonalnie opatrzone. Warknął na nią. Po tylu godzinach wędrówki ledwo trzymała się na łapach, więc miała z nim znikome szanse. Wilk skoczył na nią, a ta się skuliła. Niewiele myśląc ruszyłam między nich i w ostatniej chwili odparłam jego atak. Niczego nieświadomy i zdziwiony basior znów pobiegł do przodu. Pacnęłam go mocno łapą, a ten przewrócił mnie i stojąc nade mną chciał wgryźć mi się w szyję. Odepchnęłam go na tyle mocno, że poleciał i uderzył w drzewo stojące od nas około 4 metry. Z zaciętym wyrazem otrzepał się i wzbił w powietrze. W tym momencie cofnęłam się. Wszystkie wspomnienia powróciły. Odskoczyłam unikając o cal jego pazurów. Skup się idiotko! Nie myśl o tym! Nie masz już przecież uczuć... Tak, oszukuj się... Wytężyłam całą siłę woli. Toczyłam bitwę nie tylko z nim, ale również że samą sobą. Nie wiem, która była gorsza. Wykorzystując chwilę czasu wywołałam u niego halucynacje. Zdezorientowany zaczął krążyć w koło. Powaliłam go. Mocno wgryzłam mu się w szyję i brzuch. Jednak nie zabiłam go. Nie miałam powodu. Uciekł z podkulonym ogonem.
<Lee? Nie dość, że zostałam szpiegiem to jeszcze bohaterem xD>
Od Lee cd. Tris
Miałam zamiar wracać do siebie. Już nic nie chciałam od wadery, chociaż... którędy do mojego plemienia? Nawet nie wiem gdzie się znajduje. Pięknie... a było trzeba się najpierw przejść po wszystkich terenach, zapamiętać co nie co, a potem pilnować się, gdzie łazi. Ale nie, ja musiałam na ślepo biegnąć za tym durnym wilkiem, aby z nim walczyć. Wywiódł mnie jedynie tam, gdzie nie pasuje, nie powinnam tu być - chyba. Nawet nie potrafiłam określić czyje to są tereny. Pięknie.
- Wiesz może którędy do watahy Oriona? - zapytałam stając na wprost wadery, która bacznie mi się przyglądała. Nienawidziłam tego. Denerwował mnie czyjś wzrok na mojej osobie, ale się nie odzywałam. Jedynie próbowałam ukryć niezadowolenie, które było wynikiem gapienia si na mnie. Trudno. Chwilę milczała zastanawiając się i rozglądając się uważnie. Gdy wstała, podeszła parę metrów bliżej mnie.
- Musisz iść na zachód - wskazała kierunek. - Prosto przez las, a gdy trafisz na rzeczkę, idziesz wzdłuż niej. Po jakimś czasie jesteś na swoich terenach - wyjaśniła. Skinęła głowa i ruszyłam przed siebie, z jedną łapą uniesioną ku górze. - Poczekaj - powiedziała szybko i podeszła do mnie. Spojrzałam na nią wyczekująco. Jeśli mam dojść do siebie, najlepiej, abym już ruszała. Nie wiadomo ile mi zajmie ta droga, a chciałabym się położyć u siebie. - Poradzisz sobie? Może ci pomóc? - niby w jej głosie było coś, co można nazwać życzliwością, ale jej mina była taka obojętna i chłodna, że sama nie wiedziałam, co było udawane. Życzliwość, czy ta obojętność. Ale to nie ważne.
- Poradzę sobie - powiedziałam kontynuując przerwaną kilka sekund temu czynność. - Do nie wiadomo kiedy - pożegnałam się z nią.
<Tris? Jeśli masz pomysł, w którym by mogli się znowu spotkać, proszę bardzo>
- Wiesz może którędy do watahy Oriona? - zapytałam stając na wprost wadery, która bacznie mi się przyglądała. Nienawidziłam tego. Denerwował mnie czyjś wzrok na mojej osobie, ale się nie odzywałam. Jedynie próbowałam ukryć niezadowolenie, które było wynikiem gapienia si na mnie. Trudno. Chwilę milczała zastanawiając się i rozglądając się uważnie. Gdy wstała, podeszła parę metrów bliżej mnie.
- Musisz iść na zachód - wskazała kierunek. - Prosto przez las, a gdy trafisz na rzeczkę, idziesz wzdłuż niej. Po jakimś czasie jesteś na swoich terenach - wyjaśniła. Skinęła głowa i ruszyłam przed siebie, z jedną łapą uniesioną ku górze. - Poczekaj - powiedziała szybko i podeszła do mnie. Spojrzałam na nią wyczekująco. Jeśli mam dojść do siebie, najlepiej, abym już ruszała. Nie wiadomo ile mi zajmie ta droga, a chciałabym się położyć u siebie. - Poradzisz sobie? Może ci pomóc? - niby w jej głosie było coś, co można nazwać życzliwością, ale jej mina była taka obojętna i chłodna, że sama nie wiedziałam, co było udawane. Życzliwość, czy ta obojętność. Ale to nie ważne.
- Poradzę sobie - powiedziałam kontynuując przerwaną kilka sekund temu czynność. - Do nie wiadomo kiedy - pożegnałam się z nią.
<Tris? Jeśli masz pomysł, w którym by mogli się znowu spotkać, proszę bardzo>
niedziela, 25 grudnia 2016
Od Tris CD Lee
Po krótkim czasie zasnęłam. Sen miałam bardzo niespokojny i chaotyczny. Obudził mnie szelest. Nie pamiętałam już nic z tego co mi się śniło, chyba mała strata. Wilczyca stała wpatrzona we mnie. Dopiero po chwili ogarnęłam o co chodzi.
-Coś się stało?- zapytałam już zupełnie rozbudzona. Podniosłam się na łapy. Wadera wyglądała jakby chciała gdzieś iść. Byłam zdziwiona i zmieszana tą sytuacją, ale ukryłam to pod moją codzienną maską obojętności. Zdecydowanie lepiej jest nie okazywać uczuć. Mogą być wykorzystane przeciwko nam. Najlepiej byłoby w ogóle ich nie mieć., Po chwili lustrowania jej wzrokiem doszłam do wniosku, że śniło się jej coś nieprzyjemnego. Właśnie o tym mówiłam. Uważny obserwator dowie się o tobie wszystkiego.
Lee?
-Coś się stało?- zapytałam już zupełnie rozbudzona. Podniosłam się na łapy. Wadera wyglądała jakby chciała gdzieś iść. Byłam zdziwiona i zmieszana tą sytuacją, ale ukryłam to pod moją codzienną maską obojętności. Zdecydowanie lepiej jest nie okazywać uczuć. Mogą być wykorzystane przeciwko nam. Najlepiej byłoby w ogóle ich nie mieć., Po chwili lustrowania jej wzrokiem doszłam do wniosku, że śniło się jej coś nieprzyjemnego. Właśnie o tym mówiłam. Uważny obserwator dowie się o tobie wszystkiego.
Lee?
Od Lee cd. Tris
Tylko chwilę wpatrywałam się w ogniste iskierki ulatujące ku górze, ponieważ zaraz wróciłam myślami do tej cholernej łapy. Może rzeczywiście to coś pomoże? Zakażenie nie ma z której strony się dostać, a ból został nieco uśnieżony. Może nie będzie tak źle, jak myślę? Tylko teraz się tak zastanawiam, cy to dobry pomysł. W końcu moje ciało przystosowało się do samodzielnego leczenia, bez potrzeby jakichkolwiek ziół, ewentualnie wody. Jak zareaguje na nowe doznanie? A może lepiej tego nie wiedzieć? Po chwili bezczynnego gapienia się na łapę, na ognisko i rozmyślania nad wszystkim i niczym, zasnęłam.
<Tris?>
***
Stanęliśmy na przeciwko siebie. Tylko ja i on. Sami na polu. Jeden cel -
walka. Na śmierć i życie? Być może. Jeśli wpierw on nie ucieknie, bo ja
nie mam zamiaru się poddać. Przygotowałem się. Byłem w stu procentach
gotowy, tak jak on. Wiatr był po mojej stronie. Stanąłem w odpowiedniej
pozycji, po czym zmarszczyłem czoło.
- Gotowy? - zapytałem.
Skinął głową. Obydwoje ruszyliśmy w tym samym momencie odbijając się tylnymi łapami od ziemi. Skoczył na mnie, ale ja zrobiłem szybki unik. Tym samym chciałam go uderzyć tylnymi łapami, jednak on odskoczył. Ruszyłem na niego biegiem, a gdy wylądowałem na nim, chwilę się zataczaliśmy po błocie, aż mnie nie ugryzł w szyję. Cicho zaskowytałem, po czym uderzyłem go pazurami po mordzie, tym samym zostawiając ślad na jego policzku. Puścił mnie, a ja go kopnąłem tylnymi łapami. Uderzył plecami o kamień, jednak się nie poddał. Skoczył na mnie, a ja przyjąłem jego atak. Otwarłem pysk i przejechałem kłami po jego twarzy, odgryzając tym samym część jego ucha. Usłyszałem cichy jęk bólu, a następnie sam go poczułem na przedniej łapie. Wgryzł mi się w nią, a ja byłem zmuszony drugą wydłubać mu oko, a następnie ugryźć go w szyję. Puścił mnie. Chwyciłem go za fraki i rzuciłem nim o drzewo. Usłyszałem chrupnięcie kości. Zacząłem biec za nim, jednak łapa mi w tym przeszkadzała. Wgryzł się głęboko, jeśli nie tknął kości. On sam zaś zaczął uciekać, chociaż z trudem. Przywalił głową o drzewo i teraz biegł, jakby był po alkoholu. Wiedziałam, że to nie był koniec...
***
Po otworzeniu oczu mogłam zdać sobie sprawę, że to tylko sen. Nic innego, jak jednak zwykła iluzja senna i tyle. Podniosłam łeb i spojrzałam na miejsce, w którym poprzedniej nocy leżała wadera. Co ciekawsze, nadal nie znałam jej imienia, ale to chyba dobrze. Na co mi one? Po co ona ma znać moje, a ja jej? to tyko jednorazowa pomoc, ewentualnie jeśli los ze chce się nami jeszcze raz zabawić, droga wolna. Wszystko się może stać. Wadera dalej leżała. Podniosłam się i znowu popełniłam ten sam błąd, przerzucając jakiś tam ciężar na chorą łapę. Jęknęłam z bólu zaciskając zęby, gdy zauważyłam, że wadera się zaczyna budzić.- Gotowy? - zapytałem.
Skinął głową. Obydwoje ruszyliśmy w tym samym momencie odbijając się tylnymi łapami od ziemi. Skoczył na mnie, ale ja zrobiłem szybki unik. Tym samym chciałam go uderzyć tylnymi łapami, jednak on odskoczył. Ruszyłem na niego biegiem, a gdy wylądowałem na nim, chwilę się zataczaliśmy po błocie, aż mnie nie ugryzł w szyję. Cicho zaskowytałem, po czym uderzyłem go pazurami po mordzie, tym samym zostawiając ślad na jego policzku. Puścił mnie, a ja go kopnąłem tylnymi łapami. Uderzył plecami o kamień, jednak się nie poddał. Skoczył na mnie, a ja przyjąłem jego atak. Otwarłem pysk i przejechałem kłami po jego twarzy, odgryzając tym samym część jego ucha. Usłyszałem cichy jęk bólu, a następnie sam go poczułem na przedniej łapie. Wgryzł mi się w nią, a ja byłem zmuszony drugą wydłubać mu oko, a następnie ugryźć go w szyję. Puścił mnie. Chwyciłem go za fraki i rzuciłem nim o drzewo. Usłyszałem chrupnięcie kości. Zacząłem biec za nim, jednak łapa mi w tym przeszkadzała. Wgryzł się głęboko, jeśli nie tknął kości. On sam zaś zaczął uciekać, chociaż z trudem. Przywalił głową o drzewo i teraz biegł, jakby był po alkoholu. Wiedziałam, że to nie był koniec...
***
<Tris?>
Od Tris CD Lee
Ruszyłam w stronę lasu. Nie znałam zbyt dobrze tych terenów, ale w końcu znalazłam wszystko, co było mi potrzebne. Kiedy wróciłam wilczyca leżałam pogrążona w rozmyślaniach. Delikatnie ją dotknęłam, tym samym wyrywając z zadumy. Wadera czekała na mój ruch. Rozdrobniłam część ziół z wodą. W ten sposób powstała gęsta papka podobna do maści, ale mniej skuteczna. Rozsmarowałam ją w okolicy rany, a następnie obłożyłam resztą roślin. Efektem końcowym był dosyć trwały opatrunek. Starałam się sprawiać jej przy tym możliwie jak najmniej bólu.
-Nie spodziewałabym się jakichś fajerwerków, ale powinno uśmierzyć ból. Poza tym podczas wędrówki nie wedrze się zakażenie- oznajmiłam bezbarwnym tonem. Nie ważne jak bym się starałam i tak nie potrafię wykrzesać z siebie chociaż trochę pozytywnej energii. Taka już jestem. Dodajcie sobie do tego grymas, który pojawia się na moim pysku za każdym razem gdy próbuję się uśmiechnąć...
Zaczęło się ściemniać.
-Może zostaniemy tu na noc? Wydaje mi się, że nie ma sensu ruszyć dalej- wyraziłam swoją opinię. Wilczyca westchnęła, ale ostatecznie zgodziła się. Nie miała wyjścia. Bez słowa zniknęłam znowu w gąszczu. Po chwili wróciłam z zapasem drewna. Rozpaliłam ognisko, aby nas ogrzać. Miejsce, w którym byłyśmy było bardzo dogodne na obóz. Otoczona z trzech stron gęstwiną polana, z czwartej strony odgrodzona była wodą. Ciężko byłoby komuś nas tu znaleźć. Położyłam się i zaczęłam wpatrywać w ogień.
<Lee?>
-Nie spodziewałabym się jakichś fajerwerków, ale powinno uśmierzyć ból. Poza tym podczas wędrówki nie wedrze się zakażenie- oznajmiłam bezbarwnym tonem. Nie ważne jak bym się starałam i tak nie potrafię wykrzesać z siebie chociaż trochę pozytywnej energii. Taka już jestem. Dodajcie sobie do tego grymas, który pojawia się na moim pysku za każdym razem gdy próbuję się uśmiechnąć...
Zaczęło się ściemniać.
-Może zostaniemy tu na noc? Wydaje mi się, że nie ma sensu ruszyć dalej- wyraziłam swoją opinię. Wilczyca westchnęła, ale ostatecznie zgodziła się. Nie miała wyjścia. Bez słowa zniknęłam znowu w gąszczu. Po chwili wróciłam z zapasem drewna. Rozpaliłam ognisko, aby nas ogrzać. Miejsce, w którym byłyśmy było bardzo dogodne na obóz. Otoczona z trzech stron gęstwiną polana, z czwartej strony odgrodzona była wodą. Ciężko byłoby komuś nas tu znaleźć. Położyłam się i zaczęłam wpatrywać w ogień.
<Lee?>
Wyniki ~ Miss & Mister Zimy
Głosowanie dobiegło końca, więc czas na ogłoszenie wyników.
Miss Zimy zostaje ~ Lee z Watahy Oriona!
A Misterem Zimy zostaje ~ Skyline z Watahy Lupusa!
~
Gratulujemy c:
A Misterem Zimy zostaje ~ Skyline z Watahy Lupusa!
~
Gratulujemy c:
~ Alfy
sobota, 24 grudnia 2016
Od Lee cd. Sombry
To takie piękne, gdy masz zamiar zrobić sobie nocny spacerek, by pooglądać te wszystkie gwiazdy, aż tu nagle nie wiadomo skąd ktoś na ciebie ląduje, jakbyś był jakąś ofiara, która można od razu pożreć! Na miejscu tego kogoś nie dziwiłabym się, że mój głos był nie tylko wyraźny, ale też nieco agresywny. Nieco to mnie zdenerwowało, ale po chwili się opanowałam, gdy jego głos był... przerażony? Nie no, przesadzam. Zbity z tropu? Wydawało mi się, że głos tego kogoś zaczynał drżeć, a on sam próbował to opanować. Dzięki temu, że moje oczy przyzwyczaiły się do ciemności, mogłam zauważyć rysy tego kogoś. Zgaduje, że był to wilk o ciemnej sierści. Dzięki woni, jakiej od tego kogoś wyczuwałam, mogłam zgadywać, że był to samiec. Ale nic nie jest pewne. To tylko przypuszczenia, chociaż jego głos także na to wskazywał.
- Skoro ja nie muszę wiedzieć, ty także - fuknęłam odwracając się od niego. Miałam ochotę na dalsze wędrówki, spacerowanie po tym terenie, spowitym całkowicie mrokiem, gdzie niebo było pięknie zasiane gwiazdami. Niestety ten ktosiek mi to przeszkodził.
- Czekaj - zatrzymałam się i spojrzałam na posturę kątem oka.
- Może byś się grzeczniej wypowiadał - odwróciłam się od niego. Chwilę milczał, aż w końcu westchnął zrezygnowany.
- Jak się nazywasz? - jego głos był pewny, a to, co słyszałam wcześniej, to drżenie, wydało się tak samo nieprawdopodobne, jak słońce w nocy. Także chwilę milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią. Może czegoś chce? Ale po co mi to?
- Lee - mruknęłam po chwili stając przed nim. - A ty? - mój głos był tak samo spokojny jak jego, pewny. Wydawać się mogło, że w tym momencie stoją przed sobą dwa dumne basiory, chociaż w rzeczywistości było to wkurwi*jąca wadera i nie wiadomo jaki samiec.
<Sombra? Przedstawisz się?>
- Skoro ja nie muszę wiedzieć, ty także - fuknęłam odwracając się od niego. Miałam ochotę na dalsze wędrówki, spacerowanie po tym terenie, spowitym całkowicie mrokiem, gdzie niebo było pięknie zasiane gwiazdami. Niestety ten ktosiek mi to przeszkodził.
- Czekaj - zatrzymałam się i spojrzałam na posturę kątem oka.
- Może byś się grzeczniej wypowiadał - odwróciłam się od niego. Chwilę milczał, aż w końcu westchnął zrezygnowany.
- Jak się nazywasz? - jego głos był pewny, a to, co słyszałam wcześniej, to drżenie, wydało się tak samo nieprawdopodobne, jak słońce w nocy. Także chwilę milczała, zastanawiając się nad odpowiedzią. Może czegoś chce? Ale po co mi to?
- Lee - mruknęłam po chwili stając przed nim. - A ty? - mój głos był tak samo spokojny jak jego, pewny. Wydawać się mogło, że w tym momencie stoją przed sobą dwa dumne basiory, chociaż w rzeczywistości było to wkurwi*jąca wadera i nie wiadomo jaki samiec.
<Sombra? Przedstawisz się?>
Od Lee cd. Tris
Zioła... takie oczywiste, ale też trudne do wykonania. Na świecie sama nie wiem ile jest rożnych roślin, a nie wszystkie są dobre, niektóre w ogóle niepotrzebne, są pasożyty, a także trujące. Nie znam jej, skąd mogę wiedzieć, czy zna się na tym? Albo lepiej - jeśli się zna, czy świadomie nie będzie chciała mnie otruć? Ale w sumie wątpię to. Skoro należy do jednych z tych plemion, po co by miała to robić? To wywołałoby tylko kłopoty, być może wojnę. Po za tym... nie widzę sensu. Równie dobrze mogłaby mnie wepchać do wody, utopić, czy użyć jakiejś tam mocy o której ja nawet nie mam wiedzy. Ale po co się bawić? Prawda? Chciałam jej zadać pytanie, dotyczące tego wszystkiego, ale szybko się rozmyśliłam. Pokręciłam przecząco głową dając jej znać, że jednak niczego od niej nie chciałam i może kontynuować to, co właśnie jej przerwałam. Skinęłam głową, odwróciła się i poszła gdzieś w las. Ja za to usiadłam na trawie, blisko brzegu, a łapą wysunięta na przodzie, aby się na niej przypadkiem nie położyć. Łeb położyłam na tej zdrowej i po prostu przyglądałam się tafli wody, która była lekko poruszana przez chłodny wiatr. Zamknęłam oczy i oddałam się temu, co teraz było.
Wadera wróciła... nie mam pojęcia ile czasu minęło, czy która właśnie jest. Najwidoczniej tak bardzo się oddałam temu wszystkiemu, wsłuchując się w bijący życiem świat, że o wszystkim zapomniałam. Także gdy wadera nagle mnie dotknęła, nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero gdy przeniosłam jakiś ciężar na łapę, gdy wstawałam, przypomniałam sobie wszystko. Rzuciło się na mój umysł, tak samo niespodziewanie, jak pojawił się ból.
- Mam zioła. Trudno było je znaleźć - oznajmiła. Spojrzałam na jej kamienną twarz, po czym skinęłam głową, czekając na jej ruchy. W końcu ja się nie znałam na leczeniu. Ozywałam do tego łez, a te moje rany przechodziły po jakimś czasie. Przyzwyczaiłam się więc do bólu i wszystkiego, ale taka odmiana, jak uśnieżenie go przez jakieś roślinki chyba dobrze mi zrobi, prawda?
<Tris?>
Wadera wróciła... nie mam pojęcia ile czasu minęło, czy która właśnie jest. Najwidoczniej tak bardzo się oddałam temu wszystkiemu, wsłuchując się w bijący życiem świat, że o wszystkim zapomniałam. Także gdy wadera nagle mnie dotknęła, nie wiedziałam co się dzieje. Dopiero gdy przeniosłam jakiś ciężar na łapę, gdy wstawałam, przypomniałam sobie wszystko. Rzuciło się na mój umysł, tak samo niespodziewanie, jak pojawił się ból.
- Mam zioła. Trudno było je znaleźć - oznajmiła. Spojrzałam na jej kamienną twarz, po czym skinęłam głową, czekając na jej ruchy. W końcu ja się nie znałam na leczeniu. Ozywałam do tego łez, a te moje rany przechodziły po jakimś czasie. Przyzwyczaiłam się więc do bólu i wszystkiego, ale taka odmiana, jak uśnieżenie go przez jakieś roślinki chyba dobrze mi zrobi, prawda?
<Tris?>
Wesołych Świąt!
Stołów pięknie ozdobionych jadłem suto zastawionych
I prezentów z dwa tuziny, niech zazdroszczą Wam z rodziny.
Żadnych sporów, żadnych kłótni i niech nikt nie będzie smutny.
Grunt, to dobre wieść pożycie, a karpiowi daruj życie.
I każdemu przyjaciela, co czasami łzę ociera.
I wszystkiego co Wam trzeba, no i może gwiazdkę z nieba.
Tego wszystkiego naj, najlepszego i Wasołych Świąt życzą Wam Alfy Samatha, Skyline i Calben. :D
Od Sombry
Dookoła panował mrok. Każdy mój krok wydawał się być niezwykle głośny. Zawyłem licząc, że może ktoś jest w pobliżu i nie czai się gdzieś za mną. Nie był to rodzaj strachu, zaś w pewnym stopniu brak towarzystwa, który powoli zaczynałem odczuwać. Kierowałem się podajże na północ. Usłyszałem za sobą szelest. Nie czekając rzuciłem się na tajemniczego tropiciela. Wił się z bólu i rozpaczliwie skomlał, tracąc krew i życie. Był to biedny lis. Ocknąłem się i bardzo przeraziłem
- Co ja zrobiłem ? - pomyślałem.
Znowu nie panowałem nad sobą, to co się dzieje jest straszne. Zacząłem biec przed siebie, spanikowany i zły, nie chciałem zabijać, znowu... Nagle wpadłem w coś co również jak ja miało pewną masę. Podniosłem się i krzyknąłem:
- Kim jesteś ?!
- Wilkiem. Nie widać ? Dokąd tak zapieprzasz ? Jeszcze komuś zrobisz krzywdę. - pobrateniec odezwał się powarkując. W istocie panowała ciemność, a głos jej/jego był nie wyraźny, nie byłem w stanie określić płci
- Nie musisz tego wiedzieć. Jak się nazywasz ? Skąd pochodzisz ?
<ktoś?>
- Co ja zrobiłem ? - pomyślałem.
Znowu nie panowałem nad sobą, to co się dzieje jest straszne. Zacząłem biec przed siebie, spanikowany i zły, nie chciałem zabijać, znowu... Nagle wpadłem w coś co również jak ja miało pewną masę. Podniosłem się i krzyknąłem:
- Kim jesteś ?!
- Wilkiem. Nie widać ? Dokąd tak zapieprzasz ? Jeszcze komuś zrobisz krzywdę. - pobrateniec odezwał się powarkując. W istocie panowała ciemność, a głos jej/jego był nie wyraźny, nie byłem w stanie określić płci
- Nie musisz tego wiedzieć. Jak się nazywasz ? Skąd pochodzisz ?
<ktoś?>
czwartek, 22 grudnia 2016
Od Tris CD Lee
Wilczyca stłumiła jęk bólu. Mam szczęście, że trafiłam na kogoś takiego. Jeśli byłaby z tych co ciągle użalają się na swój los, to pewnie bym jej nie pomogła. Już teraz wyczerpałam limit dobroci na jeden dzień. Jestem zdecydowanie zbyt wrażliwa. To moja największa wada. Czas to zmienić...
-Jeśli tutaj na mnie poczekasz to pójdę do lasu po zioła, które złagodzą ból i przyspieszą gojenie rany- odparłam moim zwyczajnym dość chłodnym i obojętnym tonem. Nie rozumiem, czemu inni widzą w nim coś złego. Dla mnie jest normalny. I teraz nasuwa się pytanie: to ja jestem dziwna czy oni? Tak czy siak nie rozmawiam z nikim na tyle często, żeby się tym przejmować.
-Mhym- mruknęła wadera. To się nazywa zainteresowanie.
Już miałam iść, kiedy zatrzymał mnie jej głos:
-...
Lee?
-Jeśli tutaj na mnie poczekasz to pójdę do lasu po zioła, które złagodzą ból i przyspieszą gojenie rany- odparłam moim zwyczajnym dość chłodnym i obojętnym tonem. Nie rozumiem, czemu inni widzą w nim coś złego. Dla mnie jest normalny. I teraz nasuwa się pytanie: to ja jestem dziwna czy oni? Tak czy siak nie rozmawiam z nikim na tyle często, żeby się tym przejmować.
-Mhym- mruknęła wadera. To się nazywa zainteresowanie.
Już miałam iść, kiedy zatrzymał mnie jej głos:
-...
Lee?
Od Lee cd. Tris
No w końcu, bynajmniej się na coś przydała. Lepiej dla mnie. Jeśli chce się jej ze mną użerać, to proszę bardzo. Oby tylko to jej odkażanie się na coś przydało, nie chce mi się na nią wydzierać, że przez nią moja rana jest jeszcze gorsza niż wcześniej. Ale uważam, że woda dobrze zrobi, może rzeczywiście najpierw trzeba się pozbyć tego brudu, jaki nazbierał się podczas tej całej drogi. Na początku milczałyśmy. Żadna z nas się nie odezwała. Towarzyszył nam jedynie świst wiatru i czasem ćwierkanie ptaków, które w sumie nie było takie złe. Tylko i tak wolałam ciszę. W końcu dotarłyśmy o określonej wcześniej zbiornika wodnego, po czym mogłam przestać się o nią opierać. Prawda byłą taka, że i tak bym doszła sama do terenów, a czy one były daleko, tego nie byłam pewna. To dopiero pierwsze dni, skąd mogę to wiedzieć? Nawet nie jestem pewna, na których się tak właściwie znajduje. Po prostu biegłam za wrogiem, który wyciągnął mnie w miejsce, w którym walczyliśmy. Wtedy nie w głowie mi było na których terenach jestem.
- Jak się nazywasz? - zapytała, wsadzając moją łapę do wody. Może to mi ulży? W sumie... to prawda. Woda była na tyle chłodna, że wpierw poczułam dziwne mrowienie, a ból przeszedłem, jednak nie do końca. Im dłużej trzymałam łapę w wodzie, zaczynała mi zamarzać z zimna, dlatego też ją wyjęłam.
- Lee - odparłam w końcu machając łapy an boki, aby pozbyć się wody, jednak to był mój błąd. Zacisnęłam żeby tłumiąc w sobie jęk bólu. Musze zapamiętać, aby nie szamotać tą cholerną łapę, bo będzie tylko coraz gorzej. Żałuje, że moja moc leczenia ran łzami nie działa na mojej osobie, tylko na czyjejś. - I co teraz? - zapytałam parząc na waderę.
<Tris?>
- Jak się nazywasz? - zapytała, wsadzając moją łapę do wody. Może to mi ulży? W sumie... to prawda. Woda była na tyle chłodna, że wpierw poczułam dziwne mrowienie, a ból przeszedłem, jednak nie do końca. Im dłużej trzymałam łapę w wodzie, zaczynała mi zamarzać z zimna, dlatego też ją wyjęłam.
- Lee - odparłam w końcu machając łapy an boki, aby pozbyć się wody, jednak to był mój błąd. Zacisnęłam żeby tłumiąc w sobie jęk bólu. Musze zapamiętać, aby nie szamotać tą cholerną łapę, bo będzie tylko coraz gorzej. Żałuje, że moja moc leczenia ran łzami nie działa na mojej osobie, tylko na czyjejś. - I co teraz? - zapytałam parząc na waderę.
<Tris?>
środa, 21 grudnia 2016
Nowy basior w Watasze Lupusa! ~ Sombra
"Świat zamknięty, rany otwarte"
***
Sombra | Basior | 4 lata | Omega | Główny wojownik, wyrocznia
wtorek, 20 grudnia 2016
Od Tris CD Lee
-Nie jestem medykiem...- nie zdążyłam skończyć, bo wilczyca odwróciła się, aby ruszyć dalej.
-W takim razie dzięki, lepiej poradzę sobie sama- wadera nie wyglądała już na zainteresowaną. No tak, w czym ja mogę jej pomóc? Hmm... Pomyślmy, może mam na przykład doświadczenie w opatrzaniu ran? Swoją drogą, że jej łapą wyglądała naprawdę paskudnie. Kość prawdopodobnie nie była uszkodzona, ponieważ chodziła. Ta, może nie jestem zawodowcem, ale kilku rzeczy mnie życie nauczyło. To nie jest jednak temat na dziś. Wracając do rany myślę, że kilka ziół przyspieszy jej gojenie i złagodzi ból, ale o własnych siłach taki kawał drogi nie przejdzie. Właściwie i tak nie mam nic lepszego do roboty. Wilczyca traciła już siły od utraty krwi i zaczęła się zataczać. Podeszłam do niej.
-Oprzyj się na mnie. Tu niedaleko jest strumień, trzeba to odkazić.
<Lee?>
-W takim razie dzięki, lepiej poradzę sobie sama- wadera nie wyglądała już na zainteresowaną. No tak, w czym ja mogę jej pomóc? Hmm... Pomyślmy, może mam na przykład doświadczenie w opatrzaniu ran? Swoją drogą, że jej łapą wyglądała naprawdę paskudnie. Kość prawdopodobnie nie była uszkodzona, ponieważ chodziła. Ta, może nie jestem zawodowcem, ale kilku rzeczy mnie życie nauczyło. To nie jest jednak temat na dziś. Wracając do rany myślę, że kilka ziół przyspieszy jej gojenie i złagodzi ból, ale o własnych siłach taki kawał drogi nie przejdzie. Właściwie i tak nie mam nic lepszego do roboty. Wilczyca traciła już siły od utraty krwi i zaczęła się zataczać. Podeszłam do niej.
-Oprzyj się na mnie. Tu niedaleko jest strumień, trzeba to odkazić.
<Lee?>
Od Lee cd. Tris
Chwilę mierzyłyśmy się jeszcze wzrokiem, aż doszłam do wniosku, że ten czas, który właśnie zużywam na gapienie się na nią, mogłam przeznaczyć na dalszą wędrówkę. A gdzie? Do jaskini. zaraz... po co jak tam szłam... A tak! Łapa. Spuściłam z niej wzrok i popatrzyłam na uniesioną przednią łapę. Aż dziwne, że nic jej nie zrobiła, że boli tak samo jak wcześniej, ale żadnych złamań, czy tym bardziej krwi tutaj nie było. Pomachałam nią jedynie na boki, czego pożałowałam. Zaciskając zęby postawiłam ją na ziemię, nie przenosząc na nią żadnego ciężaru.
- Zraniłam cię w łapę? - zapytała, jakby ją to na prawdę obchodziło. I nagle ten cały chłód bijący od niej jakby się gdzieś zapodział. Spojrzałam na nią. Cóż... Może zna się na tych badaniach czy jakoś tak? Ja jestem magiem, nie lekarzem. Jest różnica. Jedynie mogę rzucić na kończynę czar, jeśli będę miała dużo szczęścia. Czasem żałuje, że moc leczenia łzami nie działa na takie złamania lub zbicia. Jedynie rany cięte.
- Nie - powiedziałam. - Zrobiłam to wcześniej - powiedziałam, nie mówiąc jej nic o walce. Po co ma wiedzieć? Jeszcze okażę się, że ten ktosiek był jej bliskim czy czymś tam i pomarzy sobie o zemście. A mi się kłopotów nie chce nosić na swoich barach. Po co mi to?
- Byłaś z tym już u medyka? - zapytała, na co pokręciłam głową. Nie spuszczałam z niej teraz wzroku. Wdawała się podejrzanie miła.
- Z której watahy jesteś? Jeśli w ogóle jesteś stąd - obróciłam się do niej całkowicie, gdyż wcześniej stałam bardziej bokiem, gotowa odejść. Chwilę milczała zastanawiając się pewnie, czy zdradzić to. Koniec końców odpowiedziała, że należy do Lupusa. Skinęłam głową. - Znasz się na leczeniu? - zapytałam nie owijając w bawełnę. - Do głównych terenów mam jeszcze kawał, a pomoc by mi się przydała - powiedziałam.
<Tris?>
- Zraniłam cię w łapę? - zapytała, jakby ją to na prawdę obchodziło. I nagle ten cały chłód bijący od niej jakby się gdzieś zapodział. Spojrzałam na nią. Cóż... Może zna się na tych badaniach czy jakoś tak? Ja jestem magiem, nie lekarzem. Jest różnica. Jedynie mogę rzucić na kończynę czar, jeśli będę miała dużo szczęścia. Czasem żałuje, że moc leczenia łzami nie działa na takie złamania lub zbicia. Jedynie rany cięte.
- Nie - powiedziałam. - Zrobiłam to wcześniej - powiedziałam, nie mówiąc jej nic o walce. Po co ma wiedzieć? Jeszcze okażę się, że ten ktosiek był jej bliskim czy czymś tam i pomarzy sobie o zemście. A mi się kłopotów nie chce nosić na swoich barach. Po co mi to?
- Byłaś z tym już u medyka? - zapytała, na co pokręciłam głową. Nie spuszczałam z niej teraz wzroku. Wdawała się podejrzanie miła.
- Z której watahy jesteś? Jeśli w ogóle jesteś stąd - obróciłam się do niej całkowicie, gdyż wcześniej stałam bardziej bokiem, gotowa odejść. Chwilę milczała zastanawiając się pewnie, czy zdradzić to. Koniec końców odpowiedziała, że należy do Lupusa. Skinęłam głową. - Znasz się na leczeniu? - zapytałam nie owijając w bawełnę. - Do głównych terenów mam jeszcze kawał, a pomoc by mi się przydała - powiedziałam.
<Tris?>
Od Tris CD Lee
-Moim marzeniem nie jest na pewno spadanie z wysokości na kogoś innego, uwierz mi. Nie zaliczam tego do przyjemności- prychnęłam. Otrzepałam się z kurzu. Nie stałam już w pozycji obronnej, jednak nadal byłam spięta. Obserwowałam ją uważnie. Była to nieco większa ode mnie wadera o sierści w różnych odcieniach brązu. Zwłaszcza we "włosach" i na ogonie można było zauważyć jaśniejsze pasemka. Jedynie oczy się wyróżniały, sprawiały wrażenie szklistych i wydawało mi się, że są jasnoniebieske, aczkolwiek nie byłam pewna. Patrzyła na mnie badawczo. Jeszcze przez chwilę prowadziłyśmy tą bitwę na wzrok, po czym wilczyca się odezwała:
-...
<Lee? Nie mogłam wymyślić nic lepszego ;-;>
-...
<Lee? Nie mogłam wymyślić nic lepszego ;-;>
Od Lee cd. Tris
Osobnik zaraz po zderzeniu zszedł ze mnie i stanął w pozycji obronnej. Czyli, że to ja go atakowałam? Ha! Może się przeliczyć. Nie dość, że ląduje na mnie nie wiadomo po co, to jeszcze uważa mnie za wroga. Nienawidzę takich pomyłek. Dlatego też gdy tylko wstałam otrzepując się z piachu, jaki na mnie wylądował, posłałam mordercze spojrzenie ku "niewinnej" waderze.
- Czego się bronisz? - fuknęłam. - To nie ja się rzucam na inne wilki - mruknęłam i się jej nieco przyjrzałam. Nie znałam jej. Zapewne nie było z mojej watahy, albo jest nowa. Nie będę stawiać na nic, bo może jest jakimś przybłędą, który się zgubił? Była ode mnie nieco niższa. Futro miała całe czarne, w paru odcieniach, podobnie jak ja - tyle, że ja miałam brązowe. Najbardziej się rzucały w oczy srebrne pręgi na puszystym ogonie - albo grubym. Podobne wzory miała na uszach, które w pewien sposób podkreślały jej błękitny kolor oczu.
- Nie rzuciłam się na ciebie - powiedziałam spokojnym głosem nie zmieniając swojej pozycji.
- A to co było? - zapytałam z ironią. W przeciwieństwie do niej, nie szykowałam się do żadnej obrony, a tym bardziej ataku.
- Poślizgnęłam się i wpadłam na ciebie przypadkiem - chwilę mierzyłam ja nieufnym wzrokiem, podobnie jak ona mnie. Koniec końców jedynie skinęłam głową.
- To może lepiej następnym razem uważaj - rzuciłam. - Jeśli sobie niczego nie złamiesz, to wkrótce komuś tak - w sumie nie wiem, czy miało to ją urazić, czy było takie drażniąca. Po prostu dałam jej radę, której powinna się posłuchać. Wpadając na kogoś z taką siła można mu coś złamać, zgnieść, a przy słabszych szczeniaka nawet zniszczyć jakąś kość.
<Tris?>
- Czego się bronisz? - fuknęłam. - To nie ja się rzucam na inne wilki - mruknęłam i się jej nieco przyjrzałam. Nie znałam jej. Zapewne nie było z mojej watahy, albo jest nowa. Nie będę stawiać na nic, bo może jest jakimś przybłędą, który się zgubił? Była ode mnie nieco niższa. Futro miała całe czarne, w paru odcieniach, podobnie jak ja - tyle, że ja miałam brązowe. Najbardziej się rzucały w oczy srebrne pręgi na puszystym ogonie - albo grubym. Podobne wzory miała na uszach, które w pewien sposób podkreślały jej błękitny kolor oczu.
- Nie rzuciłam się na ciebie - powiedziałam spokojnym głosem nie zmieniając swojej pozycji.
- A to co było? - zapytałam z ironią. W przeciwieństwie do niej, nie szykowałam się do żadnej obrony, a tym bardziej ataku.
- Poślizgnęłam się i wpadłam na ciebie przypadkiem - chwilę mierzyłam ja nieufnym wzrokiem, podobnie jak ona mnie. Koniec końców jedynie skinęłam głową.
- To może lepiej następnym razem uważaj - rzuciłam. - Jeśli sobie niczego nie złamiesz, to wkrótce komuś tak - w sumie nie wiem, czy miało to ją urazić, czy było takie drażniąca. Po prostu dałam jej radę, której powinna się posłuchać. Wpadając na kogoś z taką siła można mu coś złamać, zgnieść, a przy słabszych szczeniaka nawet zniszczyć jakąś kość.
<Tris?>
poniedziałek, 19 grudnia 2016
Od Tris CD Lee
Pierwsze promienie słońca wpadały do jaskini przez szczeliny w skale. Leniwie otworzyłam jedno oko, a później drugie. Ziewnęłam i przeciągnęłam się. Te sielankę przerwało mi burczenie w brzuchu. No cóż czas na śniadanie. Wyszłam i ruszyłam na północ węsząc. Po około pół godzinie dostrzegłam między krzewami umykającą sarnę. O nie, tak się nie będziemy bawić! Ruszyłam w pogoń. Zwierzę uciekało zwinnie między drzewami. Nie wiadomo kiedy znalazłam się na szczycie pagórka. Już prawie ją miałam, gdy pod łapą usunął mi się kamień. Przechyliłam się niebezpiecznie. Próbowałam jeszcze złapać przyczepność, ale na próżno. Runęłam w dół. Pięknie! Skręcę sobie kark. Jak zawsze jestem świetna. Zamknęłam oczy. Po chwili turlania się po stromym zboczu zatrzymałam się na czymś stosunkowo miękkim. Po zapachu wyczułam obcego wilka. Zerwałam się szybko gotowa do obrony.
Lee?
Lee?
niedziela, 18 grudnia 2016
Od Lee do kogoś
Stanęliśmy na przeciwko siebie. Tylko ja i on. Sami na polu. Jeden cel -
walka. Na śmierć i życie? Być może. Jeśli wpierw on nie ucieknie, bo ja
nie mam zamiaru się poddać. Przygotowałam się. Byłam w stu procentach
gotowy, tak jak on. Wiatr był po mojej stronie. Stanęłam w odpowiedniej
pozycji, po czym zmarszczyłam czoło.
- Gotowy? - zapytałam.
Skinął głową. Obydwoje ruszyliśmy w tym samym momencie odbijając się tylnymi łapami od ziemi. Skoczył na mnie, ale ja zrobiłam szybki unik. Tym samym chciałam go uderzyć tylnymi łapami, jednak on odskoczył. Ruszyłam na niego biegiem, a gdy wylądowałam na nim, chwilę się zataczaliśmy po błocie, aż mnie nie ugryzł w szyję. Cicho zaskowytałam, po czym uderzyłam go pazurami po mordzie, tym samym zostawiając ślad na jego policzku. Puścił mnie, a ja go kopnęłam tylnymi łapami. Uderzył plecami o kamień, jednak się nie poddał. Skoczył na mnie, a ja przyjęłam jego atak. Otwarłam pysk i przejechałam kłami po jego twarzy, odgryzając tym samym część jego ucha. Usłyszałam cichy jęk bólu, a następnie sam go poczułam na przedniej łapie. Wgryzł mi się w nią, a ja byłam zmuszony drugą wydłubać mu oko, a następnie ugryźć go w szyję. Puścił mnie. Chwyciłam go za fraki i rzuciłam nim o drzewo. Usłyszałam chrupnięcie kości. Zaczęłam biec za nim, jednak łapa mi w tym przeszkadzała. Wgryzł się głęboko, jeśli nie tknął kości. On sam zaś zaczął uciekać, chociaż z trudem. Przywalił głową o drzewo i teraz biegł, jakby był po alkoholu. Wiedziałam, że to nie był koniec, jednak zaprzestałam wszelkich prób, gdy jego twarz zamieniła się w pysk brata...
Weszłam do lasu starając się zapomnieć o tym wilku. Przez chwilę wręcz byłam pewna, że walczyłam z bratem, ale gdy na nowo powróciła myśl o jego śmierci, wszystko zniknęło. Wiatr od razu przestał szaleć, jak na polu. Zrobiło mi się nieco cieplej, ale jednak dalej czułam powiew wiatru. Miałam zamiar upolować sarnę, aby mój żołądek się w końcu zamknął i dał mi spokój. Niestety łapa mi to uniemożliwiała, tak więc musiałam wracać do siebie. Zaczęłam podążać w stronę groty, jednak ktoś mi to uniemożliwił. Jakim cudem? Obcy wylądował na mnie, jakbym była jego śniadaniem!
<Ktoś?>
- Gotowy? - zapytałam.
Skinął głową. Obydwoje ruszyliśmy w tym samym momencie odbijając się tylnymi łapami od ziemi. Skoczył na mnie, ale ja zrobiłam szybki unik. Tym samym chciałam go uderzyć tylnymi łapami, jednak on odskoczył. Ruszyłam na niego biegiem, a gdy wylądowałam na nim, chwilę się zataczaliśmy po błocie, aż mnie nie ugryzł w szyję. Cicho zaskowytałam, po czym uderzyłam go pazurami po mordzie, tym samym zostawiając ślad na jego policzku. Puścił mnie, a ja go kopnęłam tylnymi łapami. Uderzył plecami o kamień, jednak się nie poddał. Skoczył na mnie, a ja przyjęłam jego atak. Otwarłam pysk i przejechałam kłami po jego twarzy, odgryzając tym samym część jego ucha. Usłyszałam cichy jęk bólu, a następnie sam go poczułam na przedniej łapie. Wgryzł mi się w nią, a ja byłam zmuszony drugą wydłubać mu oko, a następnie ugryźć go w szyję. Puścił mnie. Chwyciłam go za fraki i rzuciłam nim o drzewo. Usłyszałam chrupnięcie kości. Zaczęłam biec za nim, jednak łapa mi w tym przeszkadzała. Wgryzł się głęboko, jeśli nie tknął kości. On sam zaś zaczął uciekać, chociaż z trudem. Przywalił głową o drzewo i teraz biegł, jakby był po alkoholu. Wiedziałam, że to nie był koniec, jednak zaprzestałam wszelkich prób, gdy jego twarz zamieniła się w pysk brata...
Weszłam do lasu starając się zapomnieć o tym wilku. Przez chwilę wręcz byłam pewna, że walczyłam z bratem, ale gdy na nowo powróciła myśl o jego śmierci, wszystko zniknęło. Wiatr od razu przestał szaleć, jak na polu. Zrobiło mi się nieco cieplej, ale jednak dalej czułam powiew wiatru. Miałam zamiar upolować sarnę, aby mój żołądek się w końcu zamknął i dał mi spokój. Niestety łapa mi to uniemożliwiała, tak więc musiałam wracać do siebie. Zaczęłam podążać w stronę groty, jednak ktoś mi to uniemożliwił. Jakim cudem? Obcy wylądował na mnie, jakbym była jego śniadaniem!
<Ktoś?>
Od Samanthy CD Kazumy
Nie chciałam już drążyć tematu, który jednak mnie zaciekawił. Zastrzygłam uszami. Coś zamiauczało i wspięło się na mój grzbiet.
- Och, witaj Samy - zamruczała biało-ruda kocica przeciągając się i wbijając swe pazurki we mnie. Wzdrygnęłam się, nie znoszę jak tak robi.
- Lady, przestań - warknęłam. Kotka prychnęła z niezadowolenia, po czym zaciekawionym wzrokiem spojrzała na Kazume.
- To ten nowy?
- Tak, nazywa się Kazuma - po tym zdaniu zwróciłam się do niego - Kazuma, poznaj Lady. Moją towarzyszkę.
- Um, witaj - przywitał się.
- Żegnaj - mruknęła zeskakując ze mnie i przygotowując się do teleportacji. Właśnie, teleportacja!
- Czekaj! - nadepnęłam na jej puchaty ogon. Syknęła, obróciła się do mnie, patrząc na mnie z nienawiścią w oczkach. - Weź nas ze sobą. Kazuma nie może otworzyć portalu - wytłumaczyłam.
- Ugh... dobra.
< Kazuma? >
- Och, witaj Samy - zamruczała biało-ruda kocica przeciągając się i wbijając swe pazurki we mnie. Wzdrygnęłam się, nie znoszę jak tak robi.
- Lady, przestań - warknęłam. Kotka prychnęła z niezadowolenia, po czym zaciekawionym wzrokiem spojrzała na Kazume.
- To ten nowy?
- Tak, nazywa się Kazuma - po tym zdaniu zwróciłam się do niego - Kazuma, poznaj Lady. Moją towarzyszkę.
- Um, witaj - przywitał się.
- Żegnaj - mruknęła zeskakując ze mnie i przygotowując się do teleportacji. Właśnie, teleportacja!
- Czekaj! - nadepnęłam na jej puchaty ogon. Syknęła, obróciła się do mnie, patrząc na mnie z nienawiścią w oczkach. - Weź nas ze sobą. Kazuma nie może otworzyć portalu - wytłumaczyłam.
- Ugh... dobra.
< Kazuma? >
Od Anabelle CD Skyline
Kolejny ładny widok. Naprawdę, ładne mają tutaj tereny, przyznam im to. Kiwnęłam głową, i poszliśmy dalej. Skyline wiele razy próbował zacząć rozmowę, jednak ja celowo wybierałam takie odpowiedzi, by sprawnie i szybko kończyły temat. Tak robiłam z każdą żywą istotą. Nie ważne ile razy będą próbować, nie uda im się. Nie dopuszczę ich do moich sekretów.
- Czemu jesteś taka małomówna? - padło w końcu pytanie. Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią.
- Bo nie widzę żadnego sensu w rozmawianiu z istotami, których i tak nie zrozumiem. - stwierdziłam, wzruszając ramionami. Skyline spojrzał na mnie dziwnie.
- Żeby kogoś zrozumieć, trzeba go poznać i z nim porozmawiać. - powiedział w końcu.
- Może i tak. - przyznałam mu rację, patrząc w dal. - Ale dla mnie to takie monotonne, że nie widzę w tym sensu. - uznałam, ale Skyline nie miał zamiaru jeszcze zamilknąć.
- Nie boisz się samotności? - spytał, spoglądając na mnie z ukosa. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nie. Samotność to moja jedyna przyjaciółka. Zawsze tam dla mnie jest, kiedy jej potrzebuje, i mogę jej wszystko powiedzieć. - odpowiedziałam, a basior już się nie odezwał.
Skyline?
- Czemu jesteś taka małomówna? - padło w końcu pytanie. Zastanowiłam się chwilę nad odpowiedzią.
- Bo nie widzę żadnego sensu w rozmawianiu z istotami, których i tak nie zrozumiem. - stwierdziłam, wzruszając ramionami. Skyline spojrzał na mnie dziwnie.
- Żeby kogoś zrozumieć, trzeba go poznać i z nim porozmawiać. - powiedział w końcu.
- Może i tak. - przyznałam mu rację, patrząc w dal. - Ale dla mnie to takie monotonne, że nie widzę w tym sensu. - uznałam, ale Skyline nie miał zamiaru jeszcze zamilknąć.
- Nie boisz się samotności? - spytał, spoglądając na mnie z ukosa. Spojrzałam na niego zaskoczona.
- Nie. Samotność to moja jedyna przyjaciółka. Zawsze tam dla mnie jest, kiedy jej potrzebuje, i mogę jej wszystko powiedzieć. - odpowiedziałam, a basior już się nie odezwał.
Skyline?
Od Skyline'a CD Sharon
Wadera mierzyła mnie wzrokiem. Na pysku miała szeroki uśmiech. Jednak ten uśmiech był dziwny, taki mrożący krew w żyłach. Taki mroczny i tajemniczy. Wydawał się też wymuszony. Szczerze mówiąc ciarki mnie lekko przeszły. Przełknąłem lekko ślinę i pozbyłem się wszelkiego wahania. Zaryzykowałem. Uśmiechnąłem się szeroko i podszedłem do niej.
-Mógłbym wiedzieć co tu robisz tak sama? - zapytałem łagodnym głosem
-Tylko przechodzę - odpowiedziała nie zmieniając dziwnego wyrazu twarzy
-Muszę cię poinformować że jesteś na terenie Watahy Lupusa - powiedziałem
-Przepraszam, nie chciałam naruszać terenów czyjejś watahy - odparła
Wyglądała jak by chciała już odejść z terenów. Jednak miałem dziwne wrażenie że wcale nie miała zamiaru tak po prostu odejść.
-A może chciałabyś dołączyć? - zapytałem
Sharon?
-Mógłbym wiedzieć co tu robisz tak sama? - zapytałem łagodnym głosem
-Tylko przechodzę - odpowiedziała nie zmieniając dziwnego wyrazu twarzy
-Muszę cię poinformować że jesteś na terenie Watahy Lupusa - powiedziałem
-Przepraszam, nie chciałam naruszać terenów czyjejś watahy - odparła
Wyglądała jak by chciała już odejść z terenów. Jednak miałem dziwne wrażenie że wcale nie miała zamiaru tak po prostu odejść.
-A może chciałabyś dołączyć? - zapytałem
Sharon?
Od Skyline'a CD Anabelle
-To prawda - powiedziałem z uśmiechem
Zgadzałem się z tym ale nigdy tego nie przestrzegałem. Dla mnie zawsze jest moment na prowadzenie rozmów. Poza tym chciałem się dowiedzieć czegoś o niej. Mimo wszystko postanowiłem się zamknąć i dać jej w spokoju podziwiać widoki. Sam nawet poszedłem w jej ślady. Mimo że już wielokrotnie widziałem ten krajobraz nadal zapierał mi dech w piersiach. Ale Anabelle była na pewno bardziej zachwycona tym widokiem. Nie wiem w sumie ile czasu tam staliśmy. W końcu wadera spojrzała na mnie oczami mówiącymi "Możemy iść dalej". Uśmiechnąłem się szeroko. Już miałem ułożony cały plan zwiedzania.
-No to za mną - powiedziałem
Odwróciłem się i ruszyłem z powrotem w las. Po chwili wadera do mnie dołączyła. Ponownie całą drogę przeszliśmy w ciszy. Ona naprawdę była bardzo małomówna. W końcu dotarliśmy na miejsce.
-Witaj nad Jeziorem Orange - powiedziałem
Anabelle?
Zgadzałem się z tym ale nigdy tego nie przestrzegałem. Dla mnie zawsze jest moment na prowadzenie rozmów. Poza tym chciałem się dowiedzieć czegoś o niej. Mimo wszystko postanowiłem się zamknąć i dać jej w spokoju podziwiać widoki. Sam nawet poszedłem w jej ślady. Mimo że już wielokrotnie widziałem ten krajobraz nadal zapierał mi dech w piersiach. Ale Anabelle była na pewno bardziej zachwycona tym widokiem. Nie wiem w sumie ile czasu tam staliśmy. W końcu wadera spojrzała na mnie oczami mówiącymi "Możemy iść dalej". Uśmiechnąłem się szeroko. Już miałem ułożony cały plan zwiedzania.
-No to za mną - powiedziałem
Odwróciłem się i ruszyłem z powrotem w las. Po chwili wadera do mnie dołączyła. Ponownie całą drogę przeszliśmy w ciszy. Ona naprawdę była bardzo małomówna. W końcu dotarliśmy na miejsce.
-Witaj nad Jeziorem Orange - powiedziałem
Anabelle?
sobota, 17 grudnia 2016
Od Sharon
Krew zbryzgała mój pysk, a w głowie nadal słyszałam krzyk tego worka mięsa, tuż przed jego śmiercią.
- Ach? Zdechłeś już? - szepnęłam cicho, jednak ten już dawno osunął się na ziemię, pozbawiony życia. Szybko usunęłam się z miejsca zabójstwa, ignorując fakt, że cała byłam splamiona we krwi. Umyje się później. Nikogo nie powinien obchodzić mój wygląd. Szłam przez las z chłodnym wyrazem twarzy, i tak samo chłodnym wzrokiem.
- Emm, ty. - słyszę głos. Tak, od dawna do moich nozdrzy dochodził zapach wilka. Odwróciłam się w jego stronę, lustrując go lodowatym spojrzeniem. Po chwili jednak wyraz mojego pyska gwałtownie się zmienił. Uniosłam delikatnie kąciki ust, w typowym dla mnie, podobno strasznym uśmiechu. Jak dla mnie jest normalny, ale cóż... Istot żyjących na tej planecie nigdy nie zrozumiem.
- Tak? - przechylam głowę lekko w bok, nadal się uśmiechając. Taki fałszywy uśmiech, a taki autentyczny.
Skyline?
- Ach? Zdechłeś już? - szepnęłam cicho, jednak ten już dawno osunął się na ziemię, pozbawiony życia. Szybko usunęłam się z miejsca zabójstwa, ignorując fakt, że cała byłam splamiona we krwi. Umyje się później. Nikogo nie powinien obchodzić mój wygląd. Szłam przez las z chłodnym wyrazem twarzy, i tak samo chłodnym wzrokiem.
- Emm, ty. - słyszę głos. Tak, od dawna do moich nozdrzy dochodził zapach wilka. Odwróciłam się w jego stronę, lustrując go lodowatym spojrzeniem. Po chwili jednak wyraz mojego pyska gwałtownie się zmienił. Uniosłam delikatnie kąciki ust, w typowym dla mnie, podobno strasznym uśmiechu. Jak dla mnie jest normalny, ale cóż... Istot żyjących na tej planecie nigdy nie zrozumiem.
- Tak? - przechylam głowę lekko w bok, nadal się uśmiechając. Taki fałszywy uśmiech, a taki autentyczny.
Skyline?
Nowa wadera w Watasze Lupusa! ~ Sharon
"Strach to niebezpieczeństwo, złość to niebezpieczeństwo, wszelkie uczucia są niebezpieczne i ograniczające. Wystarczy je zlikwidować, i jesteś wolny."
***
Sharon | Wadera | 3,5 lat | Omega | Szpieg
Od Lee do Renn
Sama nie wiem gdzie się znajdowałam. Obok mnie oczywiście spadał wielki wodospad, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Nawet nie czułam pragnienia, także się nie zatrzymałam. Po prostu szłam przed siebie, aby dojść do Zatoki, gdzie to znajdowała się moja jaskinia. Droga trwała dosyć długo, gdyż nie zbyt znałam te tereny i nie wiedziałam, gdzie się obecnie znajdowałam. Dlatego postanowiłam użyć swego psiego instynktu i odnaleźć ją jakoś przypadkiem. Nie zbyt wierzyłam w to, że mi się uda, ale o dziwo po kilku godzinach błąkania się bez sensu, odnalazłam to cholerne miejsce. Było ono jednak położone dosyć blisko jaskini, w której nocowałam. Po prostu pomyliłam kierunek i poszłam w przeciwną stronę. Gdy się tego domyśliłam, chciałam walnąć jak najmocniej w ścianę jaskini, aby łeb mnie rozbolał. Tak właśnie chciałam siebie ukarać, ale zamiast tego tylko spojrzałam wejście do groty. Czułam jakiś dziwny zapach…
W środku jak zawsze było chłodno. Słyszałam szum wody i widziałam te niebieskie okręgi na skałach, które wyglądały jak stare trumny. Pierwszego dnia się przeraziłam. Nie potrafiłam tam przesiedzieć ani chwili dłużej, ale musiałam gdzieś przenocować. A ponieważ było już ciemno i nic nie widziałam, oprócz jakichś czarnych cieni, musiałam się przemóc. Zamknęłam oczy i próbując nie myśleć o tym miejscu, chciałam jak najszybciej zasnąć. Bałam się tej ciemności, gdy po chwili kręgi wyrzeźbione w tych „trumnach” zaświeciły błękitnym blaskiem. I od kąt jest tam ciemno, one się zapalają i ukazują piękno całej jaskini. Za to ją właśnie kocham – bo jest jednocześnie przerażająca, ale też i piękna. Nazwa „Błękitna Śmierć” wzięła się właśnie z tych trumien, połyskujących błękitnym światłem.
Za każdym razem gdy się zagłębiałam, światło stawało się coraz bardziej wyraźniejsze, czułam zapach kogoś. Ktoś tu musiał być. Wbiegłam więc do środka i się zatrzymałam, widząc jakąś śpiącą sylwetkę pod ścianą. Podeszłam do niego. Leżał na moim legowisku, które w rzeczywistości było skórą niedźwiedzia. Stanęłam nad tym kimś i uważnie mu się przyjrzałam. Szturchnęłam tego kogoś.
- Ej, ty – nie obudził się.
Prób było kilka. Owa postać miała bardzo mocny sen, więc byłam zmuszona zmienić podejście. Nachyliłam się nad jego łbem, by po chwili ugryźć go w ucho. I wtedy drgnął, obudził się. Woń była jednocześnie znana, jak i obca. To mogło mi tylko tyle podpowiedzieć, że ów wilk należał do tej watahy, którą wczoraj wyczułam. Chyba...
- Przepraszam, ale to moja jaskinia. Kim jesteś? – stałam wpatrzona w obcego towarzysza lekko przechylają głowę w bok.
<Renn?>
W środku jak zawsze było chłodno. Słyszałam szum wody i widziałam te niebieskie okręgi na skałach, które wyglądały jak stare trumny. Pierwszego dnia się przeraziłam. Nie potrafiłam tam przesiedzieć ani chwili dłużej, ale musiałam gdzieś przenocować. A ponieważ było już ciemno i nic nie widziałam, oprócz jakichś czarnych cieni, musiałam się przemóc. Zamknęłam oczy i próbując nie myśleć o tym miejscu, chciałam jak najszybciej zasnąć. Bałam się tej ciemności, gdy po chwili kręgi wyrzeźbione w tych „trumnach” zaświeciły błękitnym blaskiem. I od kąt jest tam ciemno, one się zapalają i ukazują piękno całej jaskini. Za to ją właśnie kocham – bo jest jednocześnie przerażająca, ale też i piękna. Nazwa „Błękitna Śmierć” wzięła się właśnie z tych trumien, połyskujących błękitnym światłem.
Za każdym razem gdy się zagłębiałam, światło stawało się coraz bardziej wyraźniejsze, czułam zapach kogoś. Ktoś tu musiał być. Wbiegłam więc do środka i się zatrzymałam, widząc jakąś śpiącą sylwetkę pod ścianą. Podeszłam do niego. Leżał na moim legowisku, które w rzeczywistości było skórą niedźwiedzia. Stanęłam nad tym kimś i uważnie mu się przyjrzałam. Szturchnęłam tego kogoś.
- Ej, ty – nie obudził się.
Prób było kilka. Owa postać miała bardzo mocny sen, więc byłam zmuszona zmienić podejście. Nachyliłam się nad jego łbem, by po chwili ugryźć go w ucho. I wtedy drgnął, obudził się. Woń była jednocześnie znana, jak i obca. To mogło mi tylko tyle podpowiedzieć, że ów wilk należał do tej watahy, którą wczoraj wyczułam. Chyba...
- Przepraszam, ale to moja jaskinia. Kim jesteś? – stałam wpatrzona w obcego towarzysza lekko przechylają głowę w bok.
<Renn?>
Nowa wadera w Watasze Oriona! ~ Lee
"Jedyna osobę, jaką należy kochać za to, że jest i czeka na nas, to Śmierć. Czeka cierpliwie i jest zawsze blisko"
***
***
Lee | Wadera | 3 lata | Omega | Najwyższy mag
Świąteczny event ~
Ho ho, wilczki ^^
Zbliżają się święta, dlatego powstał nowy event, który będzie dotyczył właśnie tego świątecznego czasu:
Poza tym, niedługo pojawią się pojawiły się ankiety w których trzeba zagłosować na najładniejszą waderę oraz basiora, zostaną oni ogłoszeni Miss i Misterem Zimy (: Głosowanie będzie trwać do Wigilii.
~
A tak z innej beczki. Pragniemy wam życzyć wesołych i spokojnych świąt ^^
~ Alfy
Samantha, Skyline i Calben
niedziela, 11 grudnia 2016
Od Kazumy CD Samanthy
- Co tam widzicie? Przecież nic tam nie ma. - spojrzałem przepraszającym wzrokiem na Samanthę, jednak to jedyny sposób.
- Eeehm, Kazuś, tam stoi Ayakashi. I to wilczy Ayakashi. - Kofuku spojrzała dość dziwnie na mnie, po czym na Samanthę. Ja udałem, że jej nie widzę.
- Kofuku, dobrze wiemy, że często masz zwidy. - mruknąłem, patrząc na nią, "zmartwiony".
- Kazuuuuuś! Psujesz mi marzenia. - dziewczyna uwiesiła mi się na szyi,a ja delikatnie ją przytuliłem. Taka Kofuku - wieczne dziecko. - Nadal nie zmazałeś tego znaku co ci Bisha zrobiła? - mruknęła, oglądając moją rękę.
- Nie dotykaj, splugawi cię. - wyrwałem jej kończynę, chowając ją za plecami.
- Kazuuuś, ja już idę, żegnaj, jeszcze się napewno spotkamy! - uśmiechnęła się, i pobiegła w jakieś tylko jej znane miejsce.
- Kto to jest? - prychnęła Samantha, patrząc na oddalającą się Kofuku.
- Kofuku, dusza nieszczęścia i biedy, moja znajoma. - odparłem. Wadera spojrzała na mnie dziwnie, ale nic nie powiedziałem.
- A o co jej chodziło z tym znakiem? - mruknęła, patrząc na moją dłoń.
- Nie ważne. - uśmiechnąłem się, jednak czułem już, jak splugawienie rozchodzi się powoli po moim ciele. Nie mogę zostać tu długo, to mnie wykończy.
Samantha?
- Eeehm, Kazuś, tam stoi Ayakashi. I to wilczy Ayakashi. - Kofuku spojrzała dość dziwnie na mnie, po czym na Samanthę. Ja udałem, że jej nie widzę.
- Kofuku, dobrze wiemy, że często masz zwidy. - mruknąłem, patrząc na nią, "zmartwiony".
- Kazuuuuuś! Psujesz mi marzenia. - dziewczyna uwiesiła mi się na szyi,a ja delikatnie ją przytuliłem. Taka Kofuku - wieczne dziecko. - Nadal nie zmazałeś tego znaku co ci Bisha zrobiła? - mruknęła, oglądając moją rękę.
- Nie dotykaj, splugawi cię. - wyrwałem jej kończynę, chowając ją za plecami.
- Kazuuuś, ja już idę, żegnaj, jeszcze się napewno spotkamy! - uśmiechnęła się, i pobiegła w jakieś tylko jej znane miejsce.
- Kto to jest? - prychnęła Samantha, patrząc na oddalającą się Kofuku.
- Kofuku, dusza nieszczęścia i biedy, moja znajoma. - odparłem. Wadera spojrzała na mnie dziwnie, ale nic nie powiedziałem.
- A o co jej chodziło z tym znakiem? - mruknęła, patrząc na moją dłoń.
- Nie ważne. - uśmiechnąłem się, jednak czułem już, jak splugawienie rozchodzi się powoli po moim ciele. Nie mogę zostać tu długo, to mnie wykończy.
Samantha?
sobota, 10 grudnia 2016
Od Samanthy CD Kazumy
Musiałam mieć niezłą minę patrząc na nich. Nie wiedziałam czy podejść do nich bliżej czy schować się jakoś. Siedziałam tam jak ten kołek dalej się w nich wpatrując.
- Um, hej, Kofuku...- odparł jej Kazuma. Przynajmniej wiem teraz jak ma ona na imię.
- Gdzieś ty się... - i w tej chwili zauważyła mnie, otuloną ogonem i patrzącą na nią z równym zaskoczeniem co ona na mnie. Milczeliśmy tak kilka sekund, które dla mnie były wiecznością, aż w końcu samiec się odezwał:
- ...
< Kazuma? xT >
Od Renn - Quest "Smocze Dziecię"
Obudził mnie ryk... Eeeee... Gigant to napewno nie jest, i nie ma garnka. Dobra. Otworzyłam oczy z westchnieniem, po czym... Ej, od kiedy ja lunatykuję!? Nie ma to jak obudzić się obok Smoczego Drzewa, nie? To mogłoby mnie nawet zabić, gdyby był tu smok w pobliżu. A więc, nie polecam lunatykowania. Jednak, jak niemal zawsze, moje myśli przerwało coś... Płacz. Dobra, to brzmiało bardziej jak ryczenie ze śmiechu niż płacz, ale ryczenie ze śmiechu smutnie nie jest, tylko zarażające. Ciekawa źródła dźwięku, wstałam i obiegłam drzewo. I, nie uwierzycie w moje szczęście. Tam siedziało małe smoczątko, chyba było ranne, bo krwawiło, a to się zalicza pod bycie rannym, nie? No ale to smok, wilki, to smok! Podeszłam do niego z najszerszym jak tylko był możliwy uśmiechem na pysku i spojrzałam na niego z góry, rzucając na niego cień. Mały przestał na chwilę płakać, spojrzał na mnie dużymi oczami, po czym rozpłakał się jeszcze bardziej.
- Smoczku, co się stało? - spytałam. Tak, nie przyszło mi do głowy inne określenie, więc chwilowo nazwałam go "Smoczkiem". Oke, to chyba nie pasuje, ale walić to, to tylko chwilowe.
- Zgubiłem swoją zbroję, i przyszedłem jej szukać, ale zaatakował mnie smok z własną zbroją, i nie mogę nic już robić. - płakał dalej. Eee, od kiedy smoki noszą zbroję?
- A nie możesz po prostu znaleźć nowej zbroi? - podsunęłam mu pomysł, ale młody smok spojrzał na mnie oburzony. Widocznie to nie był jakiś dobry pomysł, i smok wziął wdech, więc chyba szykował się do jakiegoś wielkiego i długaśnego wykładu o smokach i zbrojach.
- No coś ty! Każdy smok ma własną zbrojkę, co by powiedzieli koledzy, gdybym nagle przyszedł i zaczął chodzić z nową!? Na jakiegoś chama bym wyszedł! - rzekł, nadal oburzony. No cóż, przynajmniej nie płakał. Z tego co z siebie wyrzucił, zrozumiałam, że zbroja dla smoka to jak dziewczyna. Przynajmniej, dla młodego smoka. Naprawdę wątpie, żeby dorosłe smoki chodziły ze zbrojami, ale świat zaskakuje!
- Aha, no to co powiesz na to, bym pomogła ci znaleźć tą twoją zbroję? - uśmiechnęłam się. Ej, Renia, ale jak wygląda ta zbroja? Może to nawet nie jest zbroja, tylko jakieś coś, co nosi imię zbroja, ale zbroją nie jest? Smok się zgodził, chociaż miał co do mnie pewne wątpliwości. Opisał mi szczegółowo jak wygląda ta zbroja, i okazało się, że to nie zbroja, tylko wielkie, cosiowate coś. (Wow, Renn, jak ty ładnie tłumaczysz).
- Smoczku, co się stało? - spytałam. Tak, nie przyszło mi do głowy inne określenie, więc chwilowo nazwałam go "Smoczkiem". Oke, to chyba nie pasuje, ale walić to, to tylko chwilowe.
- Zgubiłem swoją zbroję, i przyszedłem jej szukać, ale zaatakował mnie smok z własną zbroją, i nie mogę nic już robić. - płakał dalej. Eee, od kiedy smoki noszą zbroję?
- A nie możesz po prostu znaleźć nowej zbroi? - podsunęłam mu pomysł, ale młody smok spojrzał na mnie oburzony. Widocznie to nie był jakiś dobry pomysł, i smok wziął wdech, więc chyba szykował się do jakiegoś wielkiego i długaśnego wykładu o smokach i zbrojach.
- No coś ty! Każdy smok ma własną zbrojkę, co by powiedzieli koledzy, gdybym nagle przyszedł i zaczął chodzić z nową!? Na jakiegoś chama bym wyszedł! - rzekł, nadal oburzony. No cóż, przynajmniej nie płakał. Z tego co z siebie wyrzucił, zrozumiałam, że zbroja dla smoka to jak dziewczyna. Przynajmniej, dla młodego smoka. Naprawdę wątpie, żeby dorosłe smoki chodziły ze zbrojami, ale świat zaskakuje!
- Aha, no to co powiesz na to, bym pomogła ci znaleźć tą twoją zbroję? - uśmiechnęłam się. Ej, Renia, ale jak wygląda ta zbroja? Może to nawet nie jest zbroja, tylko jakieś coś, co nosi imię zbroja, ale zbroją nie jest? Smok się zgodził, chociaż miał co do mnie pewne wątpliwości. Opisał mi szczegółowo jak wygląda ta zbroja, i okazało się, że to nie zbroja, tylko wielkie, cosiowate coś. (Wow, Renn, jak ty ładnie tłumaczysz).
~~~
No okej, to takie łatwe nie było, a smok coraz bardziej panikował.
- No bo co, jeśli ktoś inny znajdzie moją zbroję, i mi ją odbije? - panikował. Nie wiem, czy on myślał o tej zbroi jak o dziewczynie, czy o własności, ale jedno z mogłam stwierdzić z pewnością - świat smoków jest ciekawy! I uznałam, że też chcę taką zbroję. I gdy tak szłam, z małym u mojego boku... Pojawił się smok. I wszyscy teraz takie: Ej, Renn, co masz na myśli mówiąc, że pojawił się smok? Z nieba spadł czy co? Nie, on po prostu się pojawił, nagle po prostu wielki, gigantyczny smok rzucił na mnie cień, wyrastając z ziemi tuż przede mną. Dziwne? Nie, ciekawe!
- Smoczku. - czyli smok, którego znalazłam, rzeczywiście miał tak na imię! Ha! Miałam rację!
- Smoku. - Aha, serio? Ciekawe imiona, nie powiem, chociaż fajnie to wygląda. I mały wskoczył na dużego, i bum, nie było ich. Ej, czekaj, co? Nie było ich? Tak po prostu? Zapadli się pod ziemię? A no, chyba.
~ Quest zaliczony ~
wtorek, 6 grudnia 2016
Od Anabelle CD Skyline
Ładne, bardzo, bardzo ładne. Ja, jako osoba bardzo wrażliwa na piękno (nikt o tym nie wie, tylko moje rodzeństwo, ale nadal taka jestem, chociaż mi się to niezbyt podoba...) obserwowałam widok z zachwytem, który doskonale chowałam i nie dało się go wyczytać z moich oczu, ani pozycji. To takie idiotyczne, że muszę ukrywać moje własne uczucia, ale na co mi one, gdy mogą zostać wykorzystane przeciwko mnie?
- To nasza granica, radzę nie przekraczać. - mówi basior, a ja jedynie kiwam głową na potwierdzenie. Słowa byłyby zbędne, więc po co ich używać? - Ale widać tu bardzo ładne zachody i wschody słońca, gdybyś szukała miejsca na oglądanie takowego. - dodaje, a z mojej strony kolejne kiwnięcie głową. - Małomówna jesteś, co? - mruczy pod nosem, jednak widzę mały uśmiech, który widnieje na jego pysku.
- Kiedy słowa są zbędne, nie widzę sensu w używaniu ich. - odpowiadam.
Skyline?
- To nasza granica, radzę nie przekraczać. - mówi basior, a ja jedynie kiwam głową na potwierdzenie. Słowa byłyby zbędne, więc po co ich używać? - Ale widać tu bardzo ładne zachody i wschody słońca, gdybyś szukała miejsca na oglądanie takowego. - dodaje, a z mojej strony kolejne kiwnięcie głową. - Małomówna jesteś, co? - mruczy pod nosem, jednak widzę mały uśmiech, który widnieje na jego pysku.
- Kiedy słowa są zbędne, nie widzę sensu w używaniu ich. - odpowiadam.
Skyline?
Od Tris CD Kazumy
Dotarłam w pobliże jaskini i odbiłam na północ. Mijałam drzewa, które nie miały już liści i kamienie o dziwnych kształtach. Kilka razy wydawało mi się, że są to dwa ogromne wilki... Za każdym razem serce biło mi szybciej. Otrząsnęłam się. To tylko twoja wyobraźnia idiotko!- skarciłam się w myślach. Musiałam się skupić. Zdeterminowana przyspieszyłam. Nagle usłyszałam dobrze znany mi dźwięk przełamywanej gałązki. Stanęłam i nasłuchiwałam. Odgłos powtórzył się. Czyżby obiad? Zaczęłam powoli skradać się w tamtym kierunku. Byłam blisko i już miałam skoczyć, gdy sarna rzuciła się do ucieczki. Rozpoczęła się pogoń. Trwało to jakiś czas. W końcu zdyszana poddałam się. Można się było tego spodziewać- myślałam ponuro. Rozejrzałam się po okolicy. Las był tu rzadki. Nieopodal można było zobaczyć malutki strumyk. W oddali widać było polanę. Podeszłam aby się napić. Przy okazji mogłam zobaczyć swoje odbicie. Odniosłam wrażenie, że moja sierść była trochę ciemniejsza, ale może mam halucynacje. Rana na łapie wyglądała już lepiej. Poza tym widać było zaokrąglony brzuszek.Jedna samotna łza spłynęła po moim pysku i zniknęła w wodzie. Szybko zebrałam się w sobie, aby ruszyć dalej.
Kazuma? Albo ktoś inny? Albo więcej ktosiów? xD
Kazuma? Albo ktoś inny? Albo więcej ktosiów? xD
Od Skyline'a CD Anabelle
Absurdalność zaistniałej sytuacji trochę mnie przytłaczała. Nie wiem nawet czy dobrze zrozumiałem wytłumaczenie tego nagłego pojawienia się tej trójki. Ale już nie chciałem o to dopytywać. Zdecydowali że się rozdzielą. Wadera która na mnie wpadła chciała dołączyć do mojej watahy.
-Nazywam się Skyline, a ty? - powiedziałem
-Anabelle - odparła chłodno
-Na początek oprowadzę cię po terenach, potem wybierzesz sobie stanowisko, ok? - zapytałem
Odpowiedziała jedynie skinieniem głowy.
-Świetnie, no to za mną - powiedziałem z uśmiechem
Chwilę przed odejściem pozdrowiłem skinieniem głowy pozostałe Alfy i ruszyłem w las. Wadera ruszyła za mną. Postanowiłem że najpierw pokażę jej Wybrzeże Heliosa ponieważ było najbliżej. Cały czas podążała za mną w ciszy. Nie wiedziałem o czym mam z nią rozmawiać więc również się nie odzywałem. Po paru minutach marszu dotarliśmy na miejsce.
-Jesteśmy - powiedziałem z uśmiechem - Oto Wybrzeże Heliosa
Anabelle?
Mój brak weny mnie wykańcza. ;-;
-Nazywam się Skyline, a ty? - powiedziałem
-Anabelle - odparła chłodno
-Na początek oprowadzę cię po terenach, potem wybierzesz sobie stanowisko, ok? - zapytałem
Odpowiedziała jedynie skinieniem głowy.
-Świetnie, no to za mną - powiedziałem z uśmiechem
Chwilę przed odejściem pozdrowiłem skinieniem głowy pozostałe Alfy i ruszyłem w las. Wadera ruszyła za mną. Postanowiłem że najpierw pokażę jej Wybrzeże Heliosa ponieważ było najbliżej. Cały czas podążała za mną w ciszy. Nie wiedziałem o czym mam z nią rozmawiać więc również się nie odzywałem. Po paru minutach marszu dotarliśmy na miejsce.
-Jesteśmy - powiedziałem z uśmiechem - Oto Wybrzeże Heliosa
Anabelle?
Mój brak weny mnie wykańcza. ;-;
Od Kazumy CD Samanthy
- Najmnocniej przepraszam. Moja lekkomyślność nie zna granic... - to druhie powiedziałem ciszej, bardziej do siebie, ale ona to usłyszała i prychnęła.
- Ważniejsze jest zdecydowanie, co teraz będziemy robić. - oznajmiła. Byłem bardzo wręcz zaskoczony, że jeszcze mnie nie zabiła, chociaż nie powiedziałem tego na głos. Samantha spojrzała na mnie wyczekująco.
- Zacznijmy od tego, że większość dusz przebywa tu w ludzkiej formie. Nie posiadasz takowej, prawda? - wadera pokręciła głową. - To wszystko komplikuje, bowiem dusze nie przebywające w formie człowieka są uznawane za specjalne i często się na nie poluje. - wilczyca spochmurniała, jednak jej twarz przybrała zaskoczony wyraz, gdy przybiegła do nas Kofuku wykrzykując moje imię.
- Kazuma! Dawno cię tu nie było! - krzyknęła uradowana. Oj, kłopoty...
Samantha? XD
- Ważniejsze jest zdecydowanie, co teraz będziemy robić. - oznajmiła. Byłem bardzo wręcz zaskoczony, że jeszcze mnie nie zabiła, chociaż nie powiedziałem tego na głos. Samantha spojrzała na mnie wyczekująco.
- Zacznijmy od tego, że większość dusz przebywa tu w ludzkiej formie. Nie posiadasz takowej, prawda? - wadera pokręciła głową. - To wszystko komplikuje, bowiem dusze nie przebywające w formie człowieka są uznawane za specjalne i często się na nie poluje. - wilczyca spochmurniała, jednak jej twarz przybrała zaskoczony wyraz, gdy przybiegła do nas Kofuku wykrzykując moje imię.
- Kazuma! Dawno cię tu nie było! - krzyknęła uradowana. Oj, kłopoty...
Samantha? XD
Od Kazumy CD Tris
Kilka dni później okazało się, że tamta wadera dołączyła do watahy Lupus'a. Ha, siostra ma rywalkę, w nieczułości... Chociaż, ta wadera okazała mi troskę, tamtej nocy. Poszła za mną, by upewnić się, że nic mi nie będzie. Hmpf, niepotrzebnie, ale mimo wszystko doceniam to.
Tris? Zanik weny :c
Tris? Zanik weny :c
poniedziałek, 5 grudnia 2016
Od Samanthy CD Kazumy
Spojrzałam na niego z chęcią mordu w oczach. Westchnęłam głośno i zaczęłam liczyć w myślach do dziesięciu. Taki sposób na uspokojenie się, którego czasem używam.
- Mógłbyś nas wrócić z powrotem? - spytałam w końcu.
- Um... w tej chwili to niemożliwe... Nie mogę otworzyć portalu - powiedział po chwili milczenia.
- No świetnie - mruknęłam pod nosem - W takim razie, co robimy? - na to pytanie Kazuma wzruszył jedynie ramionami - Fajnie, nawet ty nie wiesz...
- Jeszcze raz przepraszam. - powiedział znów.
< Kazuma? Sorka, że takie... takie nah :v >
Od Tris CD Kazumy
Basior odszedł. No i trudno. Jednak coś nie dawało mi spokoju. Wyrzuty sumienia? Możliwe. Ruszyłam cicho za nim. Nie chciałam, żeby stała mu się krzywda. Noc jest dla większością wilków niebezpieczną porą. Kto by pomyślał, że jestem taka wrażliwa! Ach ten sarkazm. Szłam za nim jak cień, albo jeśli ktoś woli anioł stróż. Chociaż nie, mnie do takiej istoty porównać nie można. Mijaliśmy drzewa, a pod łapami skrzypiał śnieg. Po chwili dotarliśmy do terytorium watahy. Można to było wyczuć po zapachu, który stawał się coraz bardziej intensywny. W końcu zatrzymałam się w miejscu. Basior udając, że mnie nie słyszy brnął dalej. Obserwowałam go dopóki nie upewniłam się, że nic mu nie grozi, później zawróciłam. Ruszyłam przed siebie. Powoli opuściłam teren watahy i skierowałam się na zachód. Uważnie nasłuchiwałam. Liczyłam, że los się do mnie uśmiechnie.
Kazuma?
Kazuma?
niedziela, 4 grudnia 2016
Od Kazumy CD Samanthy
- Nie, jedynie mnie połaskotało. - powiedziałem, wychodząc z buszu gałązek i liści.
- No dobra. Przydałoby się znaleźć schronienie. - rzekła, rozglądając się. Wadera była zupełnie nieświadoma drzewa, które na nią spadało, a ja zauważyłem to w ostatniej chwili, i popchnąłem ją. Niestety, teraz sam znalazłem się w tej sytuacji. Gdyby nie to, że miałem za mało czasu, pewnie wymyśliłbym coś sensowniejszego, ale w tej chwili tylko jedno mi do głowy przychodziło. Teleportowałem się do świata dusz, w którym wolałbym się nie znajdować, ale lepsze to niż pewna śmierć.
- Eeee? - niestety, przez chwilę nieuwagi przeniosłem też Samanthę.
- Przepraszam najmocniej. Nie miałem zamiaru cię tu sprowadzić, mój błąd. - mruknąłem cicho. Oj, pierwszy dzień znajomości nie był najlepszy. Najpierw spadam na nią z nieba, po czym przenoszę ją tu, być może bez możliwości powrotu... portal nie dał się w tej chwili otworzyć. Gorzej być nie mogło.
Samantha? XD
- No dobra. Przydałoby się znaleźć schronienie. - rzekła, rozglądając się. Wadera była zupełnie nieświadoma drzewa, które na nią spadało, a ja zauważyłem to w ostatniej chwili, i popchnąłem ją. Niestety, teraz sam znalazłem się w tej sytuacji. Gdyby nie to, że miałem za mało czasu, pewnie wymyśliłbym coś sensowniejszego, ale w tej chwili tylko jedno mi do głowy przychodziło. Teleportowałem się do świata dusz, w którym wolałbym się nie znajdować, ale lepsze to niż pewna śmierć.
- Eeee? - niestety, przez chwilę nieuwagi przeniosłem też Samanthę.
- Przepraszam najmocniej. Nie miałem zamiaru cię tu sprowadzić, mój błąd. - mruknąłem cicho. Oj, pierwszy dzień znajomości nie był najlepszy. Najpierw spadam na nią z nieba, po czym przenoszę ją tu, być może bez możliwości powrotu... portal nie dał się w tej chwili otworzyć. Gorzej być nie mogło.
Samantha? XD
Od Samanthy CD Kazumy
- Dobrze, będziesz szpiegiem - powiedziałam nawet nie zwalniając. Byliśmy coraz bliżej naszego celu, a nadal nie zaczęło padać. Trochę mnie to zasmuciło, no trudno, dziś sobie nie pobiegam po białym puchu. Gdy dotarliśmy nad ten majestatyczny wodospad, zerwał się silny wiatr, który spowodował upadek jednego z drzew. Miłe przywitanie, nie ma co. Odskoczyłam instynktownie w tył, a basior jedynie cofnął się w prawo. Spojrzeliśmy po sobie.
- Wszystko okey? - zapytałam.
- ...
<Kazuma? Drzewa atakujo >
- Wszystko okey? - zapytałam.
- ...
<Kazuma? Drzewa atakujo >
Od Kazumy CD Samanthy
- Szpieg. - padło z moich ust. W odróżnieniu od moich sióstr, które zawsze zmieniały stanowisko, ja zawsze brałem to samo. Nie wiem dlaczego, chyba jakiegoś specjalnego powodu nie ma, po prostu jakoś tak wychodzi. Zawsze jestem szpiegiem, zazwyczaj jednym z najlepszych. Tak przynajmniej mówią inni, jednak to zazwyczaj niezbyt zadowolonym głosem. Szpiegowanie nigdy nie przychodzi łatwo, czasami robię to jednak nie zauważając tego. "Szpieg" - mówią później, oskarżalskim tonem. Moje przepraszające słowa idą na nic, zawsze twierdzą, że kłamię, i tak naprawdę podsłuchiwałem. Obelgi i wszystko inne znoszę cierpliwie, aczkolwiek nie jest to przyjemne, tak więc nie wiem, dlaczego zawsze wybieram to stanowisko. Dlatego, że jestem w tym taki dobry? Szpiegowanie to niby moje przeznaczenie? Ech, jakoś nie chciałbym, żeby to się okazało prawdą.
Samantha?
Samantha?
Od Renn CD Calben'a
- O, o, mogę być medykiem! - uśmiechnęłam się wesoło. W każdej poprzedniej watasze pełniłam inną funkcję, raz nawet delta mi się trafiła, ale każdą watahę w końcu opuszczałam.Zawsze tak będzie, prawda? Dopóki ja i moje rodzeństwo nie znajdziemy sobie jakiegoś miejsca, to nasza wędrówka nie będzie się kończyć... Dobra, wracając do teraźniejszości. Co prawda, nigdy nie byłam medykiem, chociaż znam się trochę na ziołach. Znając życie, nie zostanę tu długo, więc najpewniej nie będę musiała się z tym trudzić. Chociaż, mogłoby to być zabwne, prawda?
- Znasz się na tym choć trochę? - spytał zmieszany Calben, patrząc na mnie, chyba nieco zirytowany. Ach tak, mam to do siebie, że jestem ekstremalnie denerwująca.
- No tak, tak. - uspokoiłam basiora, pomijając fakt, iż znam się tylko trochę, troszeczkę. Cóż, niech się tym nie martwi, ja już coś wykombinuje!
Calben?
- Znasz się na tym choć trochę? - spytał zmieszany Calben, patrząc na mnie, chyba nieco zirytowany. Ach tak, mam to do siebie, że jestem ekstremalnie denerwująca.
- No tak, tak. - uspokoiłam basiora, pomijając fakt, iż znam się tylko trochę, troszeczkę. Cóż, niech się tym nie martwi, ja już coś wykombinuje!
Calben?
Od Samanthy CD Kazumy
To o czym opowiadał basior brzmiało nieprawdopodobnie, jednak tylko na początku. W resztę byłam wstanie uwierzyć.
- Skoro tak mówisz - powiedziałam dalej się uśmiechając - Chodź, mamy jeszcze trochę terenów do zwiedzenia - dodałam.
- To teraz gdzie?
- Nad wodospad Skyline.
- Czy tak się przypadkiem nie nazywa Alfa Lupusa? - rozbawiony, podniósł jedną z 'brwi'.
- Hah, tak. I zgadnij kto go tak nazwał... - odparłam, przewracając oczami. Spojrzałam w niebo chcąc sprawdzić czy nie zanosi się czasem na deszcz lub, co lepsze, śnieg. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc chmurki kolorze szarym. - Musimy się trochę pośpieszyć - rzuciłam, zaczynając iść - A tak w ogóle, jakie chcesz pełnić stanowisko?
< Kazuma? :v >
- Skoro tak mówisz - powiedziałam dalej się uśmiechając - Chodź, mamy jeszcze trochę terenów do zwiedzenia - dodałam.
- To teraz gdzie?
- Nad wodospad Skyline.
- Czy tak się przypadkiem nie nazywa Alfa Lupusa? - rozbawiony, podniósł jedną z 'brwi'.
- Hah, tak. I zgadnij kto go tak nazwał... - odparłam, przewracając oczami. Spojrzałam w niebo chcąc sprawdzić czy nie zanosi się czasem na deszcz lub, co lepsze, śnieg. Uśmiechnęłam się pod nosem widząc chmurki kolorze szarym. - Musimy się trochę pośpieszyć - rzuciłam, zaczynając iść - A tak w ogóle, jakie chcesz pełnić stanowisko?
< Kazuma? :v >
Od Kazumy CD Tris
- Dobrze, a więc powiedz mi, gdzie jest Wataha Pyxis. - rzuciłem chłodno w stronę wadery, zatrzymując się na chwilę. Nastała cisza, bowiem wadera nie wiedziała. - A więc, jeśli pozwolisz, to wydaje mi się, że przyszedłem stamtąd, więc i tam się udam. - powiedziałem, a od wilczycy nadal ani słowa. Odszedłem więc, nie ma co tu stać i rozmawiać z taką wrogo nastawioną. Najchętniej rozwiązałbym to pokojowo, ale takim to akurat trzeba dać znak, że nie mogą tobą pomiatać. Jeśli nie dasz takiego znaku, to już się nie odczepią. Usłyszałem za sobą ciche kroki. Nie musiałem się nawet odwracać, by wiedzieć, że to ta wadera z przed chwili. Szła za mną, jednak nie zareagowałem. Miałem rację co do terenów mojej watahy, skąd wiem? A stąd, że wyczułem zapach Samanthy, czyli mojej alfy.
Tris?
Tris?
Od Kazumy CD Samanthy
- Kazuma... Co właściwie stało się przed waszym spadnięciem z nieba prosto na nas? - spytała się alfa watahy Pyxis. Spojrzałem na nią z lekkim uśmiechem na pysku, bowiem teraz, jak o tym pomyślałem, uznałem tą małą przygodę za absurdalną, głupią, i pewnie byłaby też zabawna, gdyby nie to, że brałem w niej udział. Postanawiam jej odpowiedzieć szczerze, bo nie powinno się kłamać swojej alfie, to wiem dobrze, poza tym, kłamię tylko, jeśli muszę.
- Cóż... Obudziliśmy się w tamtym świecie, a obudziły nas krzyki giganta, który chciał nas ugotować. - zacząłem, zachowując wyprany z emocji głos. Samantha zaśmiała się cicho,a ja kontynuowałem. - Oczywiście zaczęliśmy uciekać, było to chyba jedyne logiczne wyjście, biorąc pod uwagę to, że olbrzym mówił w języku innym, niż ten do którego jesteśmy przyzwyczajeni. - tutaj spoważniałem. Nadal zastanawiało mnie to, jak znaleźliśmy się w tamtym świecie, i czym dokładniej było to dziwne coś, w co wskoczyła Renn. Najpewniej będę się nad tym głowił do końca życia... - Potem napotkaliśmy gigantyczne, plastikowe, wręcz krwiożercze lalki, które usilnie próbowały nas staranować. - brnę dalej, wiedząc, że najpewniej ośmieszam się teraz przed nią, ale prawda przede wszystkim. - Po czym naszym oczom ukazały się kryształki, na które wskoczyliśmy. Okazały się być smokami. - mój głos pozostaje pozbawiony emocji, pomimo tego absurdu, który mówię.
- I ja mam w to wierzyć... - Samantha zaśmiała się głośno. Ja jedynie uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Cóż, to, że nagle pojawiłem się na niebie i spadłem prosto na ciebie, to chyba dość dobry dowód, żeby mi wierzyć? - odwzajemniam uśmiech wadery, unosząc lekko konciki ust.
Samantha?
- Cóż... Obudziliśmy się w tamtym świecie, a obudziły nas krzyki giganta, który chciał nas ugotować. - zacząłem, zachowując wyprany z emocji głos. Samantha zaśmiała się cicho,a ja kontynuowałem. - Oczywiście zaczęliśmy uciekać, było to chyba jedyne logiczne wyjście, biorąc pod uwagę to, że olbrzym mówił w języku innym, niż ten do którego jesteśmy przyzwyczajeni. - tutaj spoważniałem. Nadal zastanawiało mnie to, jak znaleźliśmy się w tamtym świecie, i czym dokładniej było to dziwne coś, w co wskoczyła Renn. Najpewniej będę się nad tym głowił do końca życia... - Potem napotkaliśmy gigantyczne, plastikowe, wręcz krwiożercze lalki, które usilnie próbowały nas staranować. - brnę dalej, wiedząc, że najpewniej ośmieszam się teraz przed nią, ale prawda przede wszystkim. - Po czym naszym oczom ukazały się kryształki, na które wskoczyliśmy. Okazały się być smokami. - mój głos pozostaje pozbawiony emocji, pomimo tego absurdu, który mówię.
- I ja mam w to wierzyć... - Samantha zaśmiała się głośno. Ja jedynie uśmiechnąłem się lekko pod nosem.
- Cóż, to, że nagle pojawiłem się na niebie i spadłem prosto na ciebie, to chyba dość dobry dowód, żeby mi wierzyć? - odwzajemniam uśmiech wadery, unosząc lekko konciki ust.
Samantha?
Subskrybuj:
Posty (Atom)