Sama nie wiem gdzie się znajdowałam. Obok mnie oczywiście spadał wielki wodospad, ale nie zwróciłam na niego uwagi. Nawet nie czułam pragnienia, także się nie zatrzymałam. Po prostu szłam przed siebie, aby dojść do Zatoki, gdzie to znajdowała się moja jaskinia. Droga trwała dosyć długo, gdyż nie zbyt znałam te tereny i nie wiedziałam, gdzie się obecnie znajdowałam. Dlatego postanowiłam użyć swego psiego instynktu i odnaleźć ją jakoś przypadkiem. Nie zbyt wierzyłam w to, że mi się uda, ale o dziwo po kilku godzinach błąkania się bez sensu, odnalazłam to cholerne miejsce. Było ono jednak położone dosyć blisko jaskini, w której nocowałam. Po prostu pomyliłam kierunek i poszłam w przeciwną stronę. Gdy się tego domyśliłam, chciałam walnąć jak najmocniej w ścianę jaskini, aby łeb mnie rozbolał. Tak właśnie chciałam siebie ukarać, ale zamiast tego tylko spojrzałam wejście do groty. Czułam jakiś dziwny zapach…
W środku jak zawsze było chłodno. Słyszałam szum wody i widziałam te niebieskie okręgi na skałach, które wyglądały jak stare trumny. Pierwszego dnia się przeraziłam. Nie potrafiłam tam przesiedzieć ani chwili dłużej, ale musiałam gdzieś przenocować. A ponieważ było już ciemno i nic nie widziałam, oprócz jakichś czarnych cieni, musiałam się przemóc. Zamknęłam oczy i próbując nie myśleć o tym miejscu, chciałam jak najszybciej zasnąć. Bałam się tej ciemności, gdy po chwili kręgi wyrzeźbione w tych „trumnach” zaświeciły błękitnym blaskiem. I od kąt jest tam ciemno, one się zapalają i ukazują piękno całej jaskini. Za to ją właśnie kocham – bo jest jednocześnie przerażająca, ale też i piękna. Nazwa „Błękitna Śmierć” wzięła się właśnie z tych trumien, połyskujących błękitnym światłem.
Za każdym razem gdy się zagłębiałam, światło stawało się coraz bardziej wyraźniejsze, czułam zapach kogoś. Ktoś tu musiał być. Wbiegłam więc do środka i się zatrzymałam, widząc jakąś śpiącą sylwetkę pod ścianą. Podeszłam do niego. Leżał na moim legowisku, które w rzeczywistości było skórą niedźwiedzia. Stanęłam nad tym kimś i uważnie mu się przyjrzałam. Szturchnęłam tego kogoś.
- Ej, ty – nie obudził się.
Prób było kilka. Owa postać miała bardzo mocny sen, więc byłam zmuszona zmienić podejście. Nachyliłam się nad jego łbem, by po chwili ugryźć go w ucho. I wtedy drgnął, obudził się. Woń była jednocześnie znana, jak i obca. To mogło mi tylko tyle podpowiedzieć, że ów wilk należał do tej watahy, którą wczoraj wyczułam. Chyba...
- Przepraszam, ale to moja jaskinia. Kim jesteś? – stałam wpatrzona w obcego towarzysza lekko przechylają głowę w bok.
<Renn?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz