niedziela, 25 grudnia 2016

Od Lee cd. Tris

Tylko chwilę wpatrywałam się w ogniste iskierki ulatujące ku górze, ponieważ zaraz wróciłam myślami do tej cholernej łapy. Może rzeczywiście to coś pomoże? Zakażenie nie ma z której strony się dostać, a ból został nieco uśnieżony. Może nie będzie tak źle, jak myślę? Tylko teraz się tak zastanawiam, cy to dobry pomysł. W końcu moje ciało przystosowało się do samodzielnego leczenia, bez potrzeby jakichkolwiek ziół, ewentualnie wody. Jak zareaguje na nowe doznanie? A może lepiej tego nie wiedzieć? Po chwili bezczynnego gapienia się na łapę, na ognisko i rozmyślania nad wszystkim i niczym, zasnęłam.
***
Stanęliśmy na przeciwko siebie. Tylko ja i on. Sami na polu. Jeden cel - walka. Na śmierć i życie? Być może. Jeśli wpierw on nie ucieknie, bo ja nie mam zamiaru się poddać. Przygotowałem się. Byłem w stu procentach gotowy, tak jak on. Wiatr był po mojej stronie. Stanąłem w odpowiedniej pozycji, po czym zmarszczyłem czoło.
- Gotowy? - zapytałem.
Skinął głową. Obydwoje ruszyliśmy w tym samym momencie odbijając się tylnymi łapami od ziemi. Skoczył na mnie, ale ja zrobiłem szybki unik. Tym samym chciałam go uderzyć tylnymi łapami, jednak on odskoczył. Ruszyłem na niego biegiem, a gdy wylądowałem na nim, chwilę się zataczaliśmy po błocie, aż mnie nie ugryzł w szyję. Cicho zaskowytałem, po czym uderzyłem go pazurami po mordzie, tym samym zostawiając ślad na jego policzku. Puścił mnie, a ja go kopnąłem tylnymi łapami. Uderzył plecami o kamień, jednak się nie poddał. Skoczył na mnie, a ja przyjąłem jego atak. Otwarłem pysk i przejechałem kłami po jego twarzy, odgryzając tym samym część jego ucha. Usłyszałem cichy jęk bólu, a następnie sam go poczułem na przedniej łapie. Wgryzł mi się w nią, a ja byłem zmuszony drugą wydłubać mu oko, a następnie ugryźć go w szyję. Puścił mnie. Chwyciłem go za fraki i rzuciłem nim o drzewo. Usłyszałem chrupnięcie kości. Zacząłem biec za nim, jednak łapa mi w tym przeszkadzała. Wgryzł się głęboko, jeśli nie tknął kości. On sam zaś zaczął uciekać, chociaż z trudem. Przywalił głową o drzewo i teraz biegł, jakby był po alkoholu. Wiedziałam, że to nie był koniec...

***
Po otworzeniu oczu mogłam zdać sobie sprawę, że to tylko sen. Nic innego, jak jednak zwykła iluzja senna i tyle. Podniosłam łeb i spojrzałam na miejsce, w którym poprzedniej nocy leżała wadera. Co ciekawsze, nadal nie znałam jej imienia, ale to chyba dobrze. Na co mi one? Po co ona ma znać moje, a ja jej? to tyko jednorazowa pomoc, ewentualnie jeśli los ze chce się nami jeszcze raz zabawić, droga wolna. Wszystko się może stać. Wadera dalej leżała. Podniosłam się i znowu popełniłam ten sam błąd, przerzucając jakiś tam ciężar na chorą łapę. Jęknęłam z bólu zaciskając zęby, gdy zauważyłam, że wadera się zaczyna budzić.

<Tris?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz