No w końcu, bynajmniej się na coś przydała. Lepiej dla mnie. Jeśli chce się jej ze mną użerać, to proszę bardzo. Oby tylko to jej odkażanie się na coś przydało, nie chce mi się na nią wydzierać, że przez nią moja rana jest jeszcze gorsza niż wcześniej. Ale uważam, że woda dobrze zrobi, może rzeczywiście najpierw trzeba się pozbyć tego brudu, jaki nazbierał się podczas tej całej drogi. Na początku milczałyśmy. Żadna z nas się nie odezwała. Towarzyszył nam jedynie świst wiatru i czasem ćwierkanie ptaków, które w sumie nie było takie złe. Tylko i tak wolałam ciszę. W końcu dotarłyśmy o określonej wcześniej zbiornika wodnego, po czym mogłam przestać się o nią opierać. Prawda byłą taka, że i tak bym doszła sama do terenów, a czy one były daleko, tego nie byłam pewna. To dopiero pierwsze dni, skąd mogę to wiedzieć? Nawet nie jestem pewna, na których się tak właściwie znajduje. Po prostu biegłam za wrogiem, który wyciągnął mnie w miejsce, w którym walczyliśmy. Wtedy nie w głowie mi było na których terenach jestem.
- Jak się nazywasz? - zapytała, wsadzając moją łapę do wody. Może to mi ulży? W sumie... to prawda. Woda była na tyle chłodna, że wpierw poczułam dziwne mrowienie, a ból przeszedłem, jednak nie do końca. Im dłużej trzymałam łapę w wodzie, zaczynała mi zamarzać z zimna, dlatego też ją wyjęłam.
- Lee - odparłam w końcu machając łapy an boki, aby pozbyć się wody, jednak to był mój błąd. Zacisnęłam żeby tłumiąc w sobie jęk bólu. Musze zapamiętać, aby nie szamotać tą cholerną łapę, bo będzie tylko coraz gorzej. Żałuje, że moja moc leczenia ran łzami nie działa na mojej osobie, tylko na czyjejś. - I co teraz? - zapytałam parząc na waderę.
<Tris?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz