Chwilę mierzyłyśmy się jeszcze wzrokiem, aż doszłam do wniosku, że ten czas, który właśnie zużywam na gapienie się na nią, mogłam przeznaczyć na dalszą wędrówkę. A gdzie? Do jaskini. zaraz... po co jak tam szłam... A tak! Łapa. Spuściłam z niej wzrok i popatrzyłam na uniesioną przednią łapę. Aż dziwne, że nic jej nie zrobiła, że boli tak samo jak wcześniej, ale żadnych złamań, czy tym bardziej krwi tutaj nie było. Pomachałam nią jedynie na boki, czego pożałowałam. Zaciskając zęby postawiłam ją na ziemię, nie przenosząc na nią żadnego ciężaru.
- Zraniłam cię w łapę? - zapytała, jakby ją to na prawdę obchodziło. I nagle ten cały chłód bijący od niej jakby się gdzieś zapodział. Spojrzałam na nią. Cóż... Może zna się na tych badaniach czy jakoś tak? Ja jestem magiem, nie lekarzem. Jest różnica. Jedynie mogę rzucić na kończynę czar, jeśli będę miała dużo szczęścia. Czasem żałuje, że moc leczenia łzami nie działa na takie złamania lub zbicia. Jedynie rany cięte.
- Nie - powiedziałam. - Zrobiłam to wcześniej - powiedziałam, nie mówiąc jej nic o walce. Po co ma wiedzieć? Jeszcze okażę się, że ten ktosiek był jej bliskim czy czymś tam i pomarzy sobie o zemście. A mi się kłopotów nie chce nosić na swoich barach. Po co mi to?
- Byłaś z tym już u medyka? - zapytała, na co pokręciłam głową. Nie spuszczałam z niej teraz wzroku. Wdawała się podejrzanie miła.
- Z której watahy jesteś? Jeśli w ogóle jesteś stąd - obróciłam się do niej całkowicie, gdyż wcześniej stałam bardziej bokiem, gotowa odejść. Chwilę milczała zastanawiając się pewnie, czy zdradzić to. Koniec końców odpowiedziała, że należy do Lupusa. Skinęłam głową. - Znasz się na leczeniu? - zapytałam nie owijając w bawełnę. - Do głównych terenów mam jeszcze kawał, a pomoc by mi się przydała - powiedziałam.
<Tris?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz