Miałam zamiar wracać do siebie. Już nic nie chciałam od wadery, chociaż... którędy do mojego plemienia? Nawet nie wiem gdzie się znajduje. Pięknie... a było trzeba się najpierw przejść po wszystkich terenach, zapamiętać co nie co, a potem pilnować się, gdzie łazi. Ale nie, ja musiałam na ślepo biegnąć za tym durnym wilkiem, aby z nim walczyć. Wywiódł mnie jedynie tam, gdzie nie pasuje, nie powinnam tu być - chyba. Nawet nie potrafiłam określić czyje to są tereny. Pięknie.
- Wiesz może którędy do watahy Oriona? - zapytałam stając na wprost wadery, która bacznie mi się przyglądała. Nienawidziłam tego. Denerwował mnie czyjś wzrok na mojej osobie, ale się nie odzywałam. Jedynie próbowałam ukryć niezadowolenie, które było wynikiem gapienia si na mnie. Trudno. Chwilę milczała zastanawiając się i rozglądając się uważnie. Gdy wstała, podeszła parę metrów bliżej mnie.
- Musisz iść na zachód - wskazała kierunek. - Prosto przez las, a gdy trafisz na rzeczkę, idziesz wzdłuż niej. Po jakimś czasie jesteś na swoich terenach - wyjaśniła. Skinęła głowa i ruszyłam przed siebie, z jedną łapą uniesioną ku górze. - Poczekaj - powiedziała szybko i podeszła do mnie. Spojrzałam na nią wyczekująco. Jeśli mam dojść do siebie, najlepiej, abym już ruszała. Nie wiadomo ile mi zajmie ta droga, a chciałabym się położyć u siebie. - Poradzisz sobie? Może ci pomóc? - niby w jej głosie było coś, co można nazwać życzliwością, ale jej mina była taka obojętna i chłodna, że sama nie wiedziałam, co było udawane. Życzliwość, czy ta obojętność. Ale to nie ważne.
- Poradzę sobie - powiedziałam kontynuując przerwaną kilka sekund temu czynność. - Do nie wiadomo kiedy - pożegnałam się z nią.
<Tris? Jeśli masz pomysł, w którym by mogli się znowu spotkać, proszę bardzo>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz